środa, 29 sierpnia 2012

Night of hunters


Wygląda na to, że w sierpniu mam szansę pobić rekord, jeśli chodzi o ilość wpisów. Szkoda, że zanosi się raczej na rekord niechlubny. A plany były wielce chwalebne, zabrać się do roboty, systematyczność, itepe…
I co z tego wyszło? To, co zwykle w przypadku tego typu postanowień. Czyli, ujmując rzecz metaforycznie – kupa ;)

Przechodząc do przyjemniejszych i właściwszych rozważań; jest taka część doby, która sprzyja uczuciom rozbuchanym i mimowolnie otwiera umysł na wzmożoną intensywność przeżyć. Wybór tejże pory to rzecz subiektywna, w moim przypadku jest jednak oczywisty – jak już chyba kiedyś mi się wymsknęło, żeruję najchętniej nocą.

Gdzieś kiedyś czytałam, że ponoć wielu pisarzy przyznaje, że najlepiej tworzy im się pomiędzy godziną pierwszą a trzecią w nocy. To zapewne znaczne uogólnienie, jednak coś w tym jest… Do miana pisarza mi daleko ^^, jednak jeśliby się nad tym zastanowić, to większość moich wypocin powstawała (i powstaje), gdy wskazówki zegara minęły już północ (tylko w swej tępocie nie mogę znaleźć gdzie przestawia się zegar na blogu XD).
Coś więc musi być w tej magicznej nocnej aurze; pod warunkiem, że jest się osobnikiem lubiącym świat obleczony srebrzystym światłem księżyca, bo są też tacy, co nad ten cudny widok przedkładają sen i następnie aktywność o poranku. Cóż, niech i tak będzie, zawsze powtarzam, że różnorodność jest jedną z najpiękniejszych cech tego świata ;)

Tak się ładnie składa, że dzisiejsze pachnidło Czerń ma w nazwie, a któż nadawałby się lepiej na myśliwego czającego się w mroku niż oud? ;)
W wyniku szybkiej analizy można zgadnąć, że chodzi o Black Oud. Tylko nie Montalowski, a ten od LM Parfums. I on też o wiele bardziej zasługuję na to piękne miano.