środa, 26 września 2012

Kot w lawendzie


Istnieją takie składniki perfum, które wzbudzają we mnie niezdrowe podniecenie (aż przydałby się kwantyfikator mały na początku ;P). Analogicznie, istnieją też takie, względem których pozostaje sceptyczna. Na przykład taka lawenda.

Nie mogę powiedzieć, że jej zapach jest mi niemiły; co to, to nie. Wręcz przeciwnie, chętnie stosuję w lecie lawendowe kremy chłodzące do stóp, nie przeszkadzają mi żele pod prysznic, nie wspominając o lawendzie formie kwiecia surowego bądź suszonego – jeśli mój nos wystawiony jest na kontakt w miarę krótkotrwały, nie mam nic przeciwko. Ma w sobie jednak coś takiego owa fioletowa drobinka, co sprawia, że jako składnik perfum zaczyna mnie dość szybko drażnić. Dlatego, gdy widzę lawendę w składzie nie dążę zbyt intensywnie do poznania zapachu, ale nie jestem też nastawiona z góry negatywnie. Tak więc, kiedy trafiło mi się Fourreau Noir podeszłam do niego bez uprzedzeń, ale i bez zbytniego entuzjazmu. 

czwartek, 20 września 2012

Słodkie tête-à-tête


Zapewne z powodu coraz chłodniejszej, jesiennej aury naszło mnie dziś wyjątkowo na zapach słodki i otulający. Ciasteczkowy wręcz. W celu zaspokojenia niecodziennej zachcianki sięgnęłam do pudełka z próbkami i szybko wyłowiłam z niego Vanille Aoud od M. Micallef.
Nie da się ukryć, zapach zaspokoił moje pragnienie słodyczy. Z nawiązką nawet ;)



środa, 5 września 2012

Mały popis ekstrawersji ;)

A wszystko z racji taga, którym mnie ostatnio (ostatnio, jak ostatnio; jakiś miesiąc temu...) obdarowano. Wszystko, co tu dziś zaserwuję, ma miejsce z winy Sabbath, która z jakichś dziwnych powodów uznała, że moje wynurzenia na poniższe mini-tematy mogą być warte przeczytania ;P