Wyznając
szczerze do tego zapachu podchodziłam
z dużą dozą sceptycyzmu, nie spowodowanego bynajmniej negatywnymi opiniami, ale
absurdalną ceną flakonu i całą tą platynowo-luksusową otoczką. Nie przemawia to
do mnie, więc ignorowałam demonstracyjnie ;)
Tak więc sampel stał w pudle i czekał, czasem tylko obwąchiwałam odkorkowany wylot, usiłując dociec, czy faktycznie zawartość zasługuje na wszystkie peany na swoją cześć.
W
końcu nadszedł więc czas, aby przejść do czynu i oddziewiczyć atomizer.
I
cóż mogę stwierdzić w wyniku tego eksperymentu? Tyle, że za tymi, co chwalą Black Cube stoi słuszność.