Na
przekór panującej aurze nie będzie dziś wcale sielsko, słonecznie i lepko. Za
oknem gorąc niemiłosierny, słońce
chlasta oczy promieniami ostrymi niczym sztylety, co nie przeszkadza temu, by w
duszy mieszkał chłód i mrok ;P
Do
nowego (no, w miarę nowego ;)) zapachu od Comme de Garçons podeszłam bez
wielkich oczekiwań. Nie żebym miała jakieś obiekcje w stosunku do marki;
przeciwnie wręcz, w końcu z tego domu wyszły takie dzieła jak Hinoki, Kyoto czy Avignon (monotematyczna
jestem aż do przesady, wszędzie Japonia i gotyk ^^)…
ale od kilku dzieł nic nie zdołało
wzbudzić mojego galopującego zachwytu.
Ha,
do czasu jednak! ;)
Black
zachwyt wzbudził, wyznam, już na wstępie. Zachwyt narastający wraz z każdym
kolejnym użyciem.