sobota, 9 lutego 2013

Czar formy


Będąc w nastroju malkontenckim, można dojść do wniosku, że wyszukanie filmu mającego umilić wieczór/noc to zadanie czasem karkołomne – przeglądając opisy kolejnych dzieł można rozbić się o przykrą konstatację rany, to już było tyle razy… (tak, wiem, wszystko już było ^^). Mnie to jakoś nie przeszkadza (moje malkontenctwo ogranicza się do wykonania), ale osoby które usiłuję namówić na wspólne oglądanie, czasem torpedują moje zapędy w ten sposób.

Cóż poradzić, skoro treść jest z grubsza znana, liczy się forma ;) A ta czasem może naprawdę zdziałać cuda i sprawić, że motyw zgrany do cna stanie się niezapomnianą historią. Bo na przykład ileż można nakręcić filmów gangsterskich, w których główny bohater, pozornie zimny zawodowiec, wpadnie w tarapaty przez niespodziewany przypływ uczucia? Albo filmów o zemście?

No, można wiele ;) I wiele z nich ulatuje z pamięci zaraz po obejrzeniu; a czasem nawet już w trakcie oglądania wiadomo, że do końca dotrwa się tylko z braku ciekawszych zajęć ^^
Ale zdarza się, że fabuła, która w streszczeniu nie zwiastuje niczego porywającego, nagle objawia się jako wciągająca opowieść; tak samo jak kolejny zapach z oudem w składzie zapada w pamięć bardziej niż inne.  

Nic więc dziwnego, że fan koreańskich filmów akcji zainteresuje się kolejnym tytułem obiecującym historię samotnego przestępcy szukającego zemsty na dawnym szefie (taak, kobieta też oczywiście musi być ^^); tak samo jak oczywistym wydaje się fakt, że miłośnik oudu zechce poznać kolejną kompozycję opartą na agarze, a jeszcze do tego, jak zobaczy labdanum w składzie, to w ogóle napali się na całego ;P
I dzięki temu człowiek odkrywa takie perełki jak Słodko-gorzkie życie albo Oud Imperial od Perris Monte Carlo ;)


poniedziałek, 4 lutego 2013

Skradający się


O tym, że oud zalicza się do moich ulubionych zapachowych składników zdarzyło mi się już zapewne napomknąć gdzieś między wierszami ^^ Tak więc fakt, że moda na perfumy z oudem w nazwie (i składzie) trwa nie stanowi dla mnie powodu do narzekań. Wręcz przeciwnie, im więcej oudów tym lepiej! Jest w czym wybierać i zawsze istnieje nadzieja, że odkryje się kolejny skarb. Dlatego kilka najbliższych recenzji (miejmy nadzieję, że nie potrwa to kilka miesięcy… ;P) zamierzam poświęcić perfumom w mniejszym bądź większym stopniu opartym na agarze.
Na dobry początek niech pójdzie jeden z moich ulubieńców, Oud Royal.