Będąc
w nastroju malkontenckim, można dojść do wniosku, że wyszukanie filmu mającego umilić wieczór/noc to zadanie czasem karkołomne – przeglądając opisy kolejnych
dzieł można rozbić się o przykrą konstatację rany, to już było tyle razy… (tak, wiem, wszystko już było ^^). Mnie to jakoś nie przeszkadza (moje malkontenctwo
ogranicza się do wykonania), ale osoby które usiłuję namówić na wspólne
oglądanie, czasem torpedują moje zapędy w ten sposób.
Cóż
poradzić, skoro treść jest z grubsza znana, liczy się forma ;) A ta czasem może
naprawdę zdziałać cuda i sprawić, że motyw zgrany do cna stanie się
niezapomnianą historią. Bo na przykład ileż można nakręcić filmów gangsterskich,
w których główny bohater, pozornie zimny zawodowiec, wpadnie w tarapaty przez
niespodziewany przypływ uczucia? Albo filmów o zemście?
No,
można wiele ;) I wiele z nich ulatuje z pamięci zaraz po obejrzeniu; a czasem nawet
już w trakcie oglądania wiadomo, że do końca dotrwa się tylko z braku ciekawszych
zajęć ^^
Ale
zdarza się, że fabuła, która w streszczeniu nie zwiastuje niczego porywającego,
nagle objawia się jako wciągająca opowieść; tak samo jak kolejny zapach z oudem
w składzie zapada w pamięć bardziej niż inne.
Nic
więc dziwnego, że fan koreańskich filmów akcji zainteresuje się kolejnym tytułem
obiecującym historię samotnego przestępcy szukającego zemsty na dawnym szefie (taak,
kobieta też oczywiście musi być ^^);
tak samo jak oczywistym wydaje się fakt, że miłośnik oudu zechce poznać kolejną
kompozycję opartą na agarze, a jeszcze do tego, jak zobaczy labdanum w składzie,
to w ogóle napali się na całego ;P
I
dzięki temu człowiek odkrywa takie perełki jak Słodko-gorzkie życie albo Oud
Imperial od Perris Monte Carlo ;)