Czego
można oczekiwać po zapachu, który w swej nazwie obiecuje kadzidło? Na dodatek,
gdy Guerlain twierdzi, że to kadzidło mityczne, dorzuca nawiązania do Wschodu,
i do tego nazywa serię Les Déserts
d’Orient?
Niektórzy
potrafią wyobrazić sobie wiele; tak więc gdy Encens Mythique D’Orient wpadnie im w ręce, kreują sobie w umyśle
obrazy iście rozbuchane. Lecz gdy przychodzi co do czego, okazuje się, że obędzie
się bez aż tak dalekiej podróży; przyjęcie,
na które otrzymaliśmy zaproszenie jest, co prawda w stylu orientalnym, ale odbywa się w pałacu znajdującym się z
pewnością gdzieś w Europie.
Początek,
(pozwolę sobie na mały spoiler^^), jest w moim subiektywnym odczuciu najlepszym momentem zapachu. Nie ma
sensu się wypierać; choć można twierdzić, że przepych i luksus, które otaczają
nas zewsząd to marność i niepotrzebny zbytek, nie da się zaprzeczyć, że to
wszystko jest zwyczajnie… ładne. Piękne, rzec by można nawet ;)
Otwarcie
to kadzidło, bardzo eleganckie i nienachalne, a co za tym idzie pozbawione aspektów
zdecydowanie dymnych i dzikich, które tak lubimy ;) Ale to rzecz jasna nie
zarzut; wszak nie chcemy monotonii, od czasu do czasu nie zaszkodzi spotkanie z
innym aspektem tego samego zjawiska ;)
Nie
narzekamy więc – wyczuwalne na wstępie kadzidło rozwija się, miękkie jak
aksamitna peleryna, otulające i ciepłe, zaprawione jedynie delikatną goryczką
neroli, przez moment mamiące znikającym spektrum przyprawowej pikanterii,
niczym obietnicą niedokończonego półuśmiechu.
Płaszcz trzeba jednak zrzucić przy wejściu na przyjęcie, aby zaimponować suknią i figurą ;P I gdy pierwsze wrażenie opada, mniej więcej po upływie kwadransa, tytułowy składnik powoli niestety rozwiewa się, ustępując miejsca lekko pudrowemu tchnieniu aldehydów, zawieszonemu gdzieś wpół drogi pomiędzy bezczelną prowokacją a subtelnym flirtem.
Zapach zaczyna powoli skręcać w stronę wytwornego szypru, świadomego swojej urody i nieumiejętnie starającego się ukryć przyjemność czerpaną z otrzymywanych dowodów uwielbienia własnej osoby. W tle snuje się przytulna ambra, słodkawa i puchata; jednocześnie frapująca niczym rzucane mimochodem czytelne spojrzenie, które bez trudu pozyskuje dla siebie uwagę adresata.
Zmierzch
balu wpuszcza na scenę wydarzeń lekko
kwaskowe piżmo; nikły puder nadal wisi w powietrzu niczym rzednąca atmosfera
gwarnej nocy. Nie ma jednak mowy o żadnym skandalu; Encens Mythique to zapach szalenie dystyngowany i elegancki. Ani na
moment nie wkracza w domenę dusznych, czasem fizjologicznych szyprów; bazuje
bardziej na podtekstach. Jeśli do czegoś doszło, wszystko odbyło się za
zamkniętymi drzwiami. Dyskretnie i w tajemnicy ;)
Pierwsza
ilustracja to portret księżnej Daisy von Pless, a właściwie Marii Teresy Oliwii
Hochberg von Pless, z www.daisyvonpless.wordpress.com
Kolejne
to dzieła Gustava Klimta, Dama w
Kapeluszu i Spełnienie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz