- No, that was a compliment
Przeglądając,
nawet pobieżnie, moje dotychczasowe rozważania,
łatwo zorientować się, jakie nuty są mi bliskie. Nietrudno tez wysnuć wnioski,
do czego podchodzę z rezerwą.
Problem
powstaje, gdy spotykam pewien składnik, co do którego żywię uczucia mieszane. Generalnie można
powiedzieć, że moje odczucia są zazwyczaj pozytywne, brakuje jednak czegoś, co
pozwoliłoby im przeskoczyć na wyższy poziom.
Wzmożonej
atencji. Zachwytu. Pełgającego uwielbienia. Galopującego pożądania.
Nie.
Nic
z tych rzeczy.
Zazwyczaj
pozostaje na poziomie nieporywającego
uznania. Dlatego większość próbek/odlewek z zapachami opartymi na paczuli
wegetuje smętnie w pudle z próbkami, skazana na nędzną egzystencję, będącą
wynikiem mojego niezdecydowania – są zbyt
pociągające, bym chciała się ich pozbyć, lecz równocześnie zbyt mało pociągające, bym chciała ich
używać.
Jakież
było więc moje zaskoczenie, gdy jeden z przedstawicieli tego gatunku zafundował mi wrażenia, jakich bynajmniej nie
spodziewałam się znaleźć w danym miejscu.
Tak,
Luxe: Patchouli od CdG zasługuje na czysty zachwyt.
I
w czysty zachwyt mnie wprawiło.