środa, 8 lutego 2012

Eyes full of black fire

Now fully revealed by the fire and candlelight, I was amazed, more than ever, to behold the transformation of Heathcliff. He had grown a tall, athletic, well-formed man; beside whom, my master seemed quite slender and youth-like. His upright carriage suggested the idea of his having been in the army. His countenance was much older in expression and decision of feature than Mr Linton’s; it looked intelligent, and retained no marks of former degradation. A half civilized ferocity lurked yet in the depressed brows and eyes full of black fire, but it was subdued; and his manner was even dignified: quite divested of roughness, though too stern for grace.


Zanim go poznałam, słyszałam (a uściślając, to w zasadzie czytałam) o nim wiele, tak więc spodziewałam się jeszcze więcej. Miała być pożoga, dymy, mrok i nawałnica kadzidła, a jeśli chodzi o recenzje, to nieomal zewsząd tchnął zachwyt i entuzjazm. Jako że klimaty drzewno – kadzidlane bliskie są memu sercu, zapach wydawał się idealnym kandydatem na perfumowe olśnienie. Byłam pewna, że gdy tylko użyję czekającej na tę wielką chwilę próbki Black Tourmaline, utonę w oparach najcudowniejszej woni, jaką dane mi było do tamtej chwili poznać.
Cóż, rzeczywistość okazała się nie do końca zgodna z moimi oczekiwaniami. 



Pamiętam, że pomyślałam tylko nie, to niemożliwe. Miał być zachwyt od pierwszej chwili, a tymczasem byłam w stanie zdobyć się jedynie na stwierdzenie nie sposób odmówić mu oryginalności. Nie żeby mi się nie podobał, po prostu… spodziewałam się czegoś więcej, a dostałam dym z palonych ognisk. Z czystym sumieniem wykluczyłam dzieło pana Durbano z hipotetycznego zbioru muszę-go-mieć i spowita w turmalinową smugę wyruszyłam z domu.

A tymczasem wzmiankowanego Turmalina nie wzruszyła moja obojętność. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jego urok osobisty trafił na podatny grunt. Na pierwsze oznaki zainteresowania ze strony swojej nowy ofiary nie musiał długo czekać.
W pewnym momencie poczułam niby tę samą woń, ale nagle zyskała ona jakby dodatkowy, głębszy wymiar. Dym z ogniska? Dobre sobie!
Fascynujący aromat zbudowany wokół palonego drewna, zaprawionego gorzkawym kadzidłem, trwał niewzruszenie na mojej skórze, skutecznie zagarniając dla siebie coraz więcej uwagi. Gdzieś w tle, niczym cień, majaczyły paczula i pieprz. Po południu, gdy wróciłam do domu, mogłam już tylko wwąchiwać się w swój nadgarstek z niekłamanym zachwytem.


Jeśli ktoś miałby być odzwierciedleniem tego zapachu, to w moim odczuciu świetnie pasowałby tutaj właśnie Heathcliff. Na wpół ujarzmiona dzikość, mroczna elegancja niepozbawiona jednak dziwnej chropawości.

Nad bezkresnymi połaciami wrzosowisk panuje martwa cisza, przerywana czasami tylko dojmującym wyciem zimnych wiatrów.  Ten pusty krajobraz staje się jednak świadkiem pogmatwanych losów i nieokiełznanych namiętności, jakże kontrastujących z jego statycznością. W tej opowieści miłość ma siłę siejącą zniszczenie, jednak nie sposób jej się nie poddać, pomimo świadomości, że to droga prowadząca donikąd.

To obraz romantyzmu prawdziwego, bez cukierkowatej otoczki i egzaltowanych póz. Bohaterowie nie zważają na nic, są gotowi skrzywdzić się nawzajem, ale ich uczucie przezwycięży nawet śmierć.
Czarny Turmalin wydaje się równie bezlitosny w swoim pięknie. Jest wyniosły i obcesowy, nie zabiega o względy, pewny swojej wartości i świadomy obezwładniającego piękna.

Tutaj miłość pozostawia za sobą zgliszcza i popiół, jednak fascynuje równie mocno, co przeraża. Bo któż by nie chciał, aby ktoś pokochał go równie mocno, co Heathcliff kochał Katarzynę? ;)

Cytat pochodzi, rzecz jasna, z Wichrowych Wzgórz autorstwa Emily Brontë.
Pierwsza ilustracja to Hedleigh Castle Johna Constable'a, źródło www.brtisattheirbest.com
Kolejna to kadr z ekranizacji Wichrowych Wzgórz, wersja z 1992 roku, źródło www.fanpop.com  

3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. naprawdę nie czujesz w Turmalinie tego ledwie tlącego się ogniska, osmalonego, wilgotnego drewna i suszących się w żarze ogniska opadłych liści?

    jeśli poznałaś ten zapach całkiem niedawno *czytaj gdy już było bardzo ciepło) to proponuję wrócić do Turmalina jesienią... ten zapach rozkwita dopiero gdy robi się chłodno i wilgotno, zupełnie jak Encre Noir Lalique...
    pozdrawiam pirath

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ nie, palone drewno jak najbardziej. W zasadzie chyba chodziło mi o to, że Turmalin jest dla mnie "bogatszy" niż samo ognisko - do tego żaru, oprócz gałęzi i liści musiano coś dorzucić ;)

      Z tego, co pamiętam, kiedy pierwszy raz go testowałam, była akurat jesień - trafiłam w odpowiednią porę. Zgadzam się, że lepiej "się nosi" w chłodzie; zresztą recenzja jest z lutego ;)

      Usuń