środa, 22 lutego 2012

Pochwała niesubordynacji

Niektórzy chyba tacy po prostu się już rodzą. Obdarzeni immanentnym wstrętem do wykonywania bezsensownych poleceń i nienawidzący wszelkich form przymusu. Znacie te sytuacje, kiedy macie świadomość, że każdy kolejny krok, każda następna bezczelna odzywka to przysłowiowe przeciągnięcie struny, jednak mimo wszystko nie jesteście w stanie się powstrzymać?
Zaiste, w prawdziwym życiu można tę osobliwą cechę poczytywać za wadę, będącą zazwyczaj źródłem co i rusz nowych kłopotów, jednak w literaturze sprawdza się doskonale. Uroczy arogant doskonale radzi sobie w książkach i filmach.

Gdyby Rume od marki Slumberhouse zechciał się spersonalizować, z pewnością stałby się tego typu bohaterem.


Oficjalny opis głosi, że Rume ma odzwierciedlać pokój – schronienie odkrywcy, przywodząc na myśl ciągłą żądzę przygód i przekonanie, że stabilizacja to trucizna.

Odkrywca pasuje do naszego bohatera, ale równie dobrze mógłby to być awanturnik albo społeczny wyrzutek. Zapewne już w dzieciństwie nie mógł usiedzieć w miejscu, a także wykazywał się krnąbrnością, doprowadzającą najbliższe otoczenie do szewskiej pasji. Zanim posprzątał zabawki, demonstracyjnie odchodził w przeciwny kąt pokoju, pozorując, że najpierw musi załatwić inną, niecierpiącą zwłoki sprawę. Z biegiem czasu bynajmniej z tego nie wyrósł; przeciwnie, rozwinął tę umiejętność.
Że niby to gbur i prostak? Ależ skąd! Przecież on doskonale orientuje się w zasadach dobrego wychowania, z tym, że ostentacyjnie je lekceważy. Jeśli tylko poczuje na to ochotę, nie będzie miał żadnych oporów, aby siedząc przy stole nagle zacząć jeść palcami lub oblizać nóż, jednak zrobi to z taką dezynwolturą i pewnością siebie, że to wszyscy inni, używający sztućców zgodnie z wymogami savoir vivre’u, poczują się nie na miejscu. A przy tym robi to wszystko z niewymuszonym wdziękiem, nie ma w sobie nic z pozerstwa ani irytującej bufonady. Na dodatek ciągle mruży oczy i wykrzywia wąskie wargi w kpiącym uśmiechu, bezczelnie łamie reguły gry, ale jakimś cudem w ostatecznym rozrachunku wszystko uchodzi mu na sucho. No i jak to tak…?
Cóż, co zrobić, skoro jest taki sympatyczny…



Rume przez cały czas trwania zbudowane jest na, może nie przeciwstawnych, ale z pewnością różniących się od siebie akordach. Nie jest to walka przeciwieństw ani rywalizacja; jeśli nie harmonia, to przynajmniej impulsywność i chaos trzymane są we względnych ryzach. Czasami ;)

Pierwsze skrzypce wygrywa duet labdanum i mirry. Ani przez moment żadna z tych nut nie wypiera drugiej; nawet jeśli przez chwilę wydaję się, że przeważa ostrość labdanum, to jednak przez cały czas tonie ono w objęciach słodko-dymnej mirry. Kiedy z kolei można odnieść wrażenie, że nagle zaczyna wybijać się na pierwszy plan wzmiankowana mirra, tym razem labdanum nie da o sobie zapomnieć; gorzkawy aromat skutecznie nada otulającej woni zdecydowanego charakteru. Może i nasz bohater ostatnio nie wpakował się w żadną awanturę, ale to nie znaczy, że się uspokoił. To taka przerwa na złapanie oddechu ;)

W składzie znajdować się mają jeszcze laur oraz praliny, które budują obecny na drugim planie intrygujący, zielno-apteczny aromat. Zupełnie jak gdyby ktoś zebrał gorzkie, suszone zioła i startą korę, a następnie zalał je słodkim syropem i odstawił ciemny kąt, aby dojrzewały, aż do powstania gęstej, balsamicznej nalewki.




Na większości stron zapach klasyfikowany jest jako męski. Cóż, skoro tak sobie życzą, niech będzie. Ale ja w Rume czuję się doskonale.
(Aczkolwiek, to jeszcze o niczym nie świadczy – w większości, może i niepoważnych, testów psychologicznych w rodzaju Określ płeć swojego mózgu, Czy jesteś stuprocentową kobietą? rozdział płci wychodzi mi mniej więcej pół na pół ;) )

Wracając do naszego bohatera; to jeden z tych, który nie raz wpakują się w tarapaty i przy okazji pomieszają szyki wszystkim zainteresowanym. Na końcu opowieści oczywiście opowie się on po właściwiej stronie, ale tylko dlatego, że sam tak postanowił, a nie dlatego, że ktoś go do tego zmusi. Kto wie, może nawet potem powie coś miłego. Tylko, rzecz jasna, za chwilę nie powstrzyma się przed wyszczerzeniem zębów w bezczelnym uśmiechu i wygłoszeniem jakiegoś złośliwego komentarza. Ale przecież bez tego nie byłby sobą. ;)

Cóż, myślę, że ja i Rume doskonale się rozumiemy… J


Panowie wybrani według klucza bezczelny i odpowiednio się uśmiecha na zdjęciu.
Kolejno źródła:
film.interia.pl
dailyvoicedialogue.blogspot.com
onlyhdwallpapers.com

5 komentarzy:

  1. Ciekawam co powiedziałabyś o L'Eau du Navigateur. Nie znam Rume ale po Twoim opisie sądząc Nawigator mógłby być jego kompanem, woniejącym kawą, rumem i tytoniem nieokrzesanym typem, który klnie, pluje na podłogę, zakłada nogi na stół - i uśmiecha się wprost zniewalająco (dopiero później okazuje się, że nie ma większości zębów)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam odlewkę Navigatora :) Tylko na mnie on na początku prezentuje głównie tytoń, a potem robi się taki przyprawowo-koloński.
      A Rume jest zdecydowanie bardziej, nie wiem jak to ująć... gęsty? zawiesisty? Nawet jak wychodzą te ostrzejsze nuty, to cały czas ma się przed oczami taką gęstą, lepką żywicę ;)

      Usuń
  2. Akiyo! Toż to opis z gatunku perfum robiących wielkie, smutno-błagalne oczy i proszących cichutko: 'przetestuj mnie! przetestuj mnie!' ;)) I choć kojarzę tylko dwie z postaci ilustrujących, całość przedstawia się wielce zachęcająco.. :) Będę polować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na mnie też się wytrzeszczył, łajdak jeden ;)
      Ten trzeci to z anime jest (taak... widać, co kryje się w moim przypadku pod hasłem "pracuję przy komputerze do późna w nocy"... ;P )

      Usuń
    2. Wstydu to on nie ma, co? ;)
      Z pracą wszyscy tak mamy. :D Ostatnio np. dużo "pracuję" na serwerach Wizażu. ;P

      Usuń