środa, 28 marca 2012

Droga miecza

Zazwyczaj staram się podchodzić do nowo poznawanego zapachu z pewną dozą sceptycyzmu, nie budować wcześniej w umyśle obrazów utkanych z wyobrażeń jakie to dane perfumy powinny być. Powiedzmy, że ekscytacja wywołana nutami zapachowymi może być uzasadniona, gorzej jeżeli kiełkuje ona w oparciu o nazwę albo odpowiednio sugestywny opis. Im bardziej obiecująca wizja, tym większy zawód jeśli przy pierwszym kontakcie z perfumami okazuje się, że coś tu nie gra ;)
Ale przecież nie zawsze  po odkorkowaniu flakonu czeka rozczarowanie.
O, choćby L’eau Guerriere okazał się właśnie taki, jaki miał być.


Pomijając nazwę, która jako pierwsza zwraca uwagę podczas przeglądania listy zapachów Parfumerie Generale, dobrze wróżyła również lista nut. Pewne obawy wzbudziło we mnie, co prawda, piżmo, ale okazało się, że w tym przypadku niepotrzebnie.

Otwarcie jest zielone i rześkie, utkane z subtelnych nici chłodnego, przejrzystego olibanum i gorzkiego drewna chinowego. Przynajmniej tak identyfikuję tę druga nutę – kojarzy mi się z goryczą buzującą z otwartej butelki musującego toniku, który zdarza mi się spijać w ilościach dość pokaźnych ;)


Kiedy pierwszy atak nieco słabnie, na arenę wydarzeń wkracza piżmo. Na szczęście jednak nie w postaci nielubianej przeze mnie nachalnej, zwierzęco-fizjologicznej nuty, która z reguły przyprawia mnie o mdłości. Jest nieco cieleśnie, ale tutaj jest to nawet bardzo na miejscu. Wszak machanie mieczem kosztuje trochę wysiłku ;). Prawie można poczuć krew żywiej krążącą w żyłach, napięcie mięśni i atawistyczne podniecenie pojedynkiem.
Sama nie wiem, czy gdyby tej nuty nie było, czułabym się pokrzywdzona. Ale skoro już jest, to mi nie przeszkadza.



W fazie schyłkowej zapach powoli wygasza się; na skórze pozostają już tylko nikłe smugi gorzkich kadzidlanych nut. Przyszedł czas na odpoczynek. Oddech wojownika powoli uspokaja się, zimny wiatr chłodzi rozgrzaną skórę, ciało ogarnia zmęczenie.

I muszę wyznać, że zgadzam się ze spostrzeżeniem, które kiedyś Trzy Ryby zawarła w swojej recenzji na Wizażu – L’eau Guerriere faktycznie zyskuje dodatkowej mocy w ciepłe dni, dodatkowo podczas wysiłku fizycznego; zapach wydaje się wtedy rozwijać na skórze ze zdwojoną siłą, a i trwa zdecydowanie dłużej.

A wojownik z wizji Parfumerie Generale z pewnością nie jest barbarzyńcą i często się myje ;)

Źródła ilustracji
filmofila.com
drugie chyba z flickr.com

4 komentarze:

  1. A czujesz agar w Wodzie Wojownika? To jedno z nielicznych pachnideł z tą nutą, które mi się naprawdę podoba i które pięknie się na mnie układa- i w którym oud naprawdę czuję.
    A na spoconej skórze, wciąż to podtrzymuję, rozkwita- dlatego to dla mnie zapach na chwile, gdy skóra się poci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko, że w tle; na mnie na pierwszy plan wychodzą jednak te ostrzejsze, drzewne nuty.
      A ogólnie oud jako wiodący składnik w perfumach w większości przypadków mi się podoba - jak na razie spotkałam tylko dwa zapachy, z którymi się "nie rozumiem" ;)

      Usuń
  2. Taa, to by było na tyle a propos monotematyczności... ;P

    PS. "...toniku, który zdarza mi się spijać w ilościach dość pokaźnych"?.. O, Mistrzyni Przemilczeń!.. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niby gdzie? Widziałaś gdzieś wcześniej jakieś nawiązania? Dopiero teraz. Patrz, jak długo się pohamowywałam ;P

      A SAM tonik też czasami piję ;)

      Usuń