wtorek, 20 marca 2012

Zagadki ze szczyptą magii

To była zwyczajna książka, jedno z tych bogato ilustrowanych wydawnictw skierowanych dla młodzieży, zebranych pod szyldem „zbiór legend”. Egzemplarz, o którym mówię dotyczył wilków – czyli były to Legendy o wilkach albo coś w tym rodzaju, nie pamiętam dokładnego tytułu. Mniejsza jednak z tym, pamiętam za to doskonale klimat zawartych tam opowieści.
Tak się złożyło, że moje spotkanie z wyżej wymienionym dziełem wypadło w odpowiednio malowniczych okolicznościach; koniec wakacji spędzany w górach, schyłek lata i sierpniowe lasy. Nic więc dziwnego, że dziecięca wyobraźnia, karmiona odpowiednią pożywką, zaludniała mijane podczas całodniowych wycieczek regle fantastycznymi istotami, a zapadający zmierzch szeptał o ukrytych w gąszczu drzew tajemnicach.

Bardzo możliwe, że zawarte w tamtej książce historie dotyczyły różnych regionów i czasów, jednak w mojej pamięci najbardziej utkwiły te z akcją osadzoną w XVIII-wiecznej Francji. I zapewne było tam coś o Bestii z Gévaudan.



Wiem, że opowieści nadprzyrodzone odnajdują się świetnie w każdej epoce, jednak przyznam uczciwie, że dla mnie najlepiej wyglądają ubrane w historyczny kostium ;)
I nie musi to być XVIII-wieczna Francja, choć będzie całkiem podobnie. Bo wraz z dzisiejszym zapachem przenieśmy się do Okcytanii z opowiadań Anny Kańtoch. Tutaj rozwiązywaniem wszelakich zagadek noszących znamiona niezwykłości zajmuje się Domenic Jordan. A jemu mógłby towarzyszyć Coeur de Vetiver Sacre.


Otwarcie zdradza, że nasz bohater spędza sporo czasu w swojej pracowni, gdzie wśród półek uginających się pod ciężarem starych ksiąg, stołów zasłanych rozmaitymi tyglami i retortami, spod sufitu zwieszają się pęki suszonych ziół.
W pierwszej chwili nozdrza uderza gorzki bergamotowo-cytrusowy akord oplatający ostry, nieco ziemisty wetiwer. Od razu można wyczuć charakter kompozycji, zdecydowany i bezkompromisowy. Wszak taki jest pan Jordan; opanowany i chłodny,o pewności siebie graniczącej z arogancją; prawie zawsze w nienagannie skrojonym czarnym fraku.
Cytrusowa nuta dość szybko się ulatnia, a wetiwer zyskuje otoczkę suchej, sproszkowanej słodyczy. Pan Jordan jest fascynujący; ciekawe czy dlatego, że wydaje się taki niedostępny?

Chociaż muszę wyznać, że nie każdy podziela mój entuzjazm. Pamiętam, że siostra, z którą chciałam podzielić się zachwytem, i której w tym celu podetkałam pod nos rękę spryskaną Coeur de Vetiver Sacre skrzywiła się tylko i skwitowała moje peany na cześć tego zapachu jednym słowem – „apteka”. (Aby uniknąć nieporozumień czuję się w obowiązku zaznaczyć, że siostra bojkotuje jedynie cudowny wyrób L’Artisan Parfumeur; pana Jordana już absolutnie nie ;P ).
Zaiste, coś w tym jest. Z tym, że dla mnie zapach kojarzący się zielarnią bądź staroświecką apteką ma konotacje raczej pozytywne ;)


Z czasem z większą mocą do głosu, obok ciągle obecnego wetiweru, dochodzą drzewne nuty osnute subtelną smugą kadzidła. Atmosfera delikatnie gęstnieje, po wąskiej leśnej drodze rozlewają się pasma mgły. W mrocznych spojrzeniach adwersarzy wyraźnie czai się wyzwanie.
To wszystko bynajmniej nie deprymuje pana Jordana. Wręcz przeciwnie, zaraz powiąże ze sobą kolejne poszlaki, jeszcze raz przeanalizuje fakty i rozwiąże każdą zagadkę. Pojedynek intelektualny to coś, z czym radzi sobie wyśmienicie.

A ja, szczerze mówiąc, nie miałabym nic przeciwko temu, aby L’Artisan Parfumeur podczas kolejnej wyprzedaży na swojej stronie wśród przecenionych flakonów umieścił Coeur de Vetiver Sacre.

Pierwsza ilustracja pochodzi ze strony elajda.pinger.pl
Druga z lessing-photo.com
Trzecia to kadr z Braterstwa Wilków, za filmmusic.pl

6 komentarzy:

  1. Jeżeli zapach, o którym piszesz, to ten, o którym myślę, to już wolałabym wąchać Domestos... I jeśli Jordan zalatywałby czymś takim, mogłabym Ci go odstąpić bez żalu. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak nie zapomnę, to przy najbliższej okazji postaram się, abyś mogła się upewnić co do Swoich uprzedzeń ;P

      Usuń
  2. Chciałabym powąchać Coeur de Vetiver Sacre Twoim nosem. Na mojej skórze nie ma w tym zapachu ani mroku ani tajemnicy. Jest wetiwerowa świeżość i chupkość, korzeń jest soczysty, jasny dosłodzony zbyt suto pozostałymi nutami i zdecydowanie za szybko cichnie a to co następuje później to już nudna, jednostajna słodycz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie w tym przypadku ta słodycz mi nie przeszkadza. Miałam kiedyś krople na kaszel, które pachniały trochę podobnie (ależ rekomendacja! ;P )

      Usuń
  3. Świetny opis. Mamy całkiem podobne wizje. :)
    Aczkolwiek poetyckość Twojego doceniam "samą w sobie". Przeczytałam go już wczoraj, przed snem i się rozmarzyłam. Miałam potem przyjemne, leśne sny. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, a tym razem to ja się zaczerwieniłam ;)
      Świadomość, że Ktoś znalazł przyjemność w czytaniu moich wynurzeń jest naprawdę miła ;)

      Usuń