Opowieści
o duchach nie są czymś specyficznym dla jakiegoś konkretnego kręgu kulturowego;
można zaryzykować stwierdzenie, że występują dość powszechnie. Tak samo wszędzie
podobne są powody, dla których dusza zmarłego nie może zaznać spokoju; niedokończone
sprawy na tym świecie, zła śmierć czy niedopełnienie obrzędów zapewniających
właściwy pochówek. Albo zemsta ;)
O
tak, zemsta to doskonała motywacja i dobry punkt wyjściowy dla opowieści. Ten
scenariusz też nie jest zarezerwowany dla jednej kultury, ale w pewnej tradycji
doprowadzono go do perfekcji. Nietrudno zgadnąć, o kim mowa ;)
Nie
da się ukryć, że onryō doskonale radzą sobie w popkulturze, vide
j-horror :P (chociaż wampiry radzą sobie
ostatnimi czasy lepiej…).
Wierzono,
że gdy ktoś umierał przepełniony poczuciem niesprawiedliwości i krzywdy, to
jego uraza mogła być tak silna, że pozwalała mu powrócić na ten świat w postaci
mściwego ducha. A wtedy winnego czekał straszny los. Aczkolwiek nie tylko
sprawca był narażony na niebezpieczeństwo, nie raz zdarzało się, że duch
dokonywał zemsty na każdym, kto mu się po drodze nawinął. Lepiej więc
wystrzegać się spotkania z onryō, bo na wytłumaczenie, że my tu tylko przypadkiem zapewne nie będzie szans ;) Nic
dziwnego, że już sam ich wizerunek może budzić niepokój.
Niepokój
budzi też otwarcie Incense Extreme.
Już od początku wiadomo, że będzie strasznie…
W
pierwszej chwili uderza przede wszystkim kadzidło; ostre i iście ekstremalne. Nie
da się ukryć, ma moc – ale w końcu potężny musiał być gniew onryō, pchający go
(chociaż częściej to była ona) ku ślepej zemście.
Wraz
z kadzidłem spalono trochę przypraw; z tym, że szybko giną one pod nawałą
gryzącego dymu.
Kiedy
dymne opary troszeczkę się rozwieją, pojawia się cedr – szorstki i wysuszony na
wiór. Wydaje się wręcz namacalnie chropowaty; pełen drzazg gotowych wbić się
pod skórę przy najlżejszym dotknięciu. Towarzyszy mu irys, tutaj w wersji
ziemistej i, chciałoby się powiedzieć, nawet kwaśnej.
Lecz
i te nuty spalają się na popiół. Zapach z czasem staje się coraz bardziej
gorzki, wręcz cierpki. Ma w sobie coś dziwnie nieprzyjaznego; jest jak strach
czający się w ciemności i obejmujący powoli swoimi lepkimi mackami. Trwa na
skórze długo; czasem wydaje się, że już całkiem zniknął, aż tu nagle znienacka nos
atakuje woń spopielonego drewna i dopalającego się kadzidła.
Przy
pierwszym spotkaniu z Incense Extreme
chciałam uciekać. Przy drugim czułam pewien dyskomfort. Ale za trzecim razem
pojawiło się osobliwe zaciekawienie. Po czwartym zaczynam czuć się przekonana
;)
Z
onryō zdecydowanie nie chciałbym mieć nic do czynienia. Ale z Ekstremalnym Kadzidłem? Czasem… czemu
nie? ;)
Źródła ilustracji:
it.wikipedia.com
tricksdaddy.com
ostatnia z deviantarta, niestety nie pamiętam dokładnie skąd - mam ją na dysku od dawna ;/
Rety! Dla mojego nosa Incens Extreme to zapach trochę tęskny a trochę smutny, popielisty jak zetlała miłość albo zmarnowane, obrócone w niwecz szanse.
OdpowiedzUsuńChciałabym powąchać go, na chwilę (!!!) Twoim nosem.
Oj, medytacji i zadumy przy nim raczej bym nie mogła doświadczyć ^^ Dla mnie własnie przez tę rosnąca z czasem cierpkość wkrada się pewien niepokój.
UsuńAkiyo, wiele się spodziewałam, widząc, co dziś opisałaś, ale nie tego, że "będzie strasznie". Co też ten Smok na Tobie wyprawia? [tu ikonka z wytrzeszczonymi ze zdumienia oczami]
OdpowiedzUsuńPrzyczaja się niecnie, aby wyskoczyć znienacka zza węgła XD
UsuńTo ile Ty masz tych Smoków? Myślałam, że Twój Smok to Fireside Intense... ;)
Bo Fireside Intense jest najbardziej Smoczym Smoczydłem na mojej prywatnej liście smoków ;) A Ekstremalne Kadzidło jest IMO dość łagodne - coś jak smocze jajo dopiero pulsujące zyciem gdzieś wśród zimnych popiołów żywicznego lasu przypalonego przez mamusię jaja ;)
UsuńPrzestań już tak ziać takim entuzjazmem w przypadku F.I., bo jeszcze chwila i stwierdzę, że z pewnością pożądam go równie mocno, co Incense Pure, a dwa przedmioty pożądania zakłócają spokój skuteczniej niż jeden ;p
UsuńEj, wiesz co? To brzmi szalenie zachęcająco! Nie zużyj całego, bo chcę dostać małego psika. ;p
OdpowiedzUsuńBez obaw, nie używam go specjalnie często^^
UsuńAle wiesz, im szybciej przyjedziesz tym mniejsze ryzyko... ;P
Takie same skojarzenia miałam z Incensi Villoresiego. Niemal identyczne (Silent Hill bodajże :) ). Kadzidło Tauera to twór niesłychanie przyjemny, taki wiotki i ożywczy. Zabrudzony przyprawami, ale to nic złego przecież. Hmmm... najwyraźniej od dawna nie spoglądałam w lustro. Coś czuję, że widok taki mógłby mnie baardzo zaskoczyć. ^^ Albo wkurzyć, co gorsza (bo wtedy drżyjcie żywi!). ;>
OdpowiedzUsuńJeszcze więcej onryo? ;P Nie znam Incensi, muszę odnotować, żeby się zapoznać ^^
Usuń