Lubię
zapach mojej skórzanej kurtki. Lubię zapach nowych, skórzanych butów. Nie
przeszkadza mi zapach skórzanych pasków ani torebek.
Czemu
więc moje spotkania z zapachami bazującymi na nutach skórzanych kończą się, w
większości przypadków, trwałym urazem? Cuir
Ottoman przyprawił mnie o mdłości, a Tuscan
Leather od Toma Forda to jedno z najgorszych testowych doświadczeń. Nie wiem więc czemu zapalam się jak głupia do perfum z leather w nazwie bądź w nutach… ;P No,
może to zbyt mocne słowo, ale pałam jakąś
niezrozumiałą chęcią poznania. Może przez sympatię do skórzanych kurtek… ;P
Dodatkowo,
kiedy niecni marketingowcy z Blood Concept dołożyli black w nazwie i bąknęli coś o japońskich inspiracjach ciekawość
znów zepchnęła sceptycyzm w kąt. Ochoczo zaopatrzyłam się w próbkę.
Teraz
wszystko jasne, dziś będzie o Black
Series 0.
Obyło
się bez przykrych doświadczeń, w końcu inspiracja zobowiązuje. Japończycy
wszystko potrafią zrobić ładnie, nawet zapakować sznurkiem ;) W otwarciu
najbardziej wyczuwalne są cytrusy. Gorzkawe i nieco syntetyczne, stopniowo zyskują
na słodyczy pomarańczowego, lepkiego soku. Cały czas przewija się jednak gdzieś
w tle ostra chemiczna nuta; nie jest to specjalnie irytujące, ale również nie uwodzi
niczym specjalnie obezwładniającym.
(Siostra,
wykorzystana po raz kolejny jako próba badawcza, zareagowała z właściwą sobie
brutalnością. Wysłuchawszy opisu zapachu, popatrzyła z politowaniem i wydała
werdykt: Skóra? Jakieś japońskie więzy? Żartujesz
sobie? Toż to jakiś detergent z łazienki.)
Skóra
podana w nutach nie jest jednak straszakiem, jest tam faktycznie. Jeszcze przed upływem kwadransa zaczyna coraz
śmielej wybijać się na prowadzenie, przypominając mi dlaczego nie lubię perfum
z tym składnikiem (poza kilkoma nielicznymi wyjątkami). Jest szorstko, mdląco i uwiera
tam, gdzie nie powinno. Do tego pojawia się nuta przypominająca metalicznego
irysa, za którą odpowiedzialne niechybnie są owe podane w składzie nasiona
marchewki. To akurat nie zarzut, osobiście nie czuję większej niechęci do marchewkowatości ;)
W
przypadku Zera nie ma jednak mowy o
takim hardkorze, jaki był moim udziałem
przy Tuscan Leather chociażby. Ta skóra jest bardziej powściągliwa.
I
byłby to po prostu kolejny kamyczek do ogródka nielubianych zapachów, gdyby nie
fakt, że jednak kolejny etap rozwoju jest… lepszy!
Dalej
epatuje skórą, ale już w nieco bardziej miękkim, lepiej wyprawionym wydaniu. Zostaje pewna chropawość, ale znika
gdzieś owa nieprzyjemna duszność, która mej percepcji jest wrogiem;) Dodatkowo
pojawiają się ostra drzewne akcenty, mnie kojarzące się głównie z cedrem, nieco złagodzonym
czułą, żywiczną ambrą. Więcej wolt
już nie ma, dzięki czemu mogę wytrwać do końca w stanie względnej przyjemności.
Aczkolwiek powtórki z rozrywki niespecjalnie pożądam.
No
i muszę coś wyznać. Zamysł marketingowy trafił do mnie jednak tylko częściowo;
poleciałam bardziej na black niż na kinbaku. Estetyka BDSM, czy to w wersji
tradycyjnej, czy bardziej nowoczesnej, jest mi całkowicie obojętna, miejscami
wręcz wydaje się odstręczająco kiczowata. Gdyby ktoś powiedział mi „wyobraź
sobie liny, węzły i coś podniecającego”, przed oczami wyobraźni niechybnie
stanąłby mi żaglowiec wraz z olinowaniem ;) Krępowanie ciała nijak do mnie nie
przemawia. Zważywszy jednak na popularność przedstawień bladych ciał owiniętych
grubym sznurem na różne wymyślne sposoby, których pełno na chociażby tumblrze,
zdaję sobie sprawę, że wielu osobom mogą one dostarczyć czegoś więcej niż
skojarzeń z szynką przygotowaną do wędzenia ^^.
Ilustracje
zostały zaczerpnięte z tumblra, dokładnie niestety nie pomnę skąd.
Pewnie, że nie wszystko. Widział ktoś kiedy złote drzewko bonsai? ;) Albo jedzenie? Taka zupa miso na przykład w ogóle nie kojarzy mi się ze złotem (chyba, żeby podawać ją w złotej misie ;P ). Choć daleko mi do japonofilności (nie licząc sushi i japonek w lecie :D ) ale mam w dosyć bliskiej rodzinie jeden taki przypadek, więc zawsze, kiedy wchodzę na Twojego bloga podelektować się nowym wpisem [:grozi palcem za niską częstotliwość aktualizacji: :P ], od razu robi mnie się cieplej na sercu z powodu sympatycznych skojarzeń z Japonią. :)
OdpowiedzUsuńJednak nie tym razem. Do BDSM mam stosunek bardzo podobny do Twojego, więc możesz sobie wyobrazić, jak śmieszy mnie i irytuje jego dzisiejsza wszechobecność. Że też nawet w perfumach... [tak bajdełejem: to nie Sabbath po raz pierwszy użyła skojarzenia 0 Black z kinbaku? Jeżeli nie, to przepraszam; jeszcze nie robiłam riserczu w sprawie tych perfum, więc póki co mam tylko ten jeden punkt odniesienia (no i własne wrażenia)]. Ale cóż poradzić, skoro sado-maso zrobiło się modne i można podeń podpinać dowolny produkt?
Zresztą... cały świat ponoć oszalał na punkcie niejakiego Greya (tudzież watahy jego naśladowców) i jego pięćdziesięciu twarzy z polskiej wersji językowej - ale za każdym razem kiedy o tym myślę, mam przed oczami Greya Doriana i jego, ekhem... śliczną buziunię z portretu. :D
Natomiast 0 Black jest ładne. Naprawdę przyjemnie się je nosi. Sympatyczne, miękkie... Nie rozumiem Twojej Siostry. ;>
:)
UsuńByło u Sabbath o kinbaku z tego co pamiętam, bo w ogóle było o tym przy opisie marketingowym tych perfum, że to niby była inspiracja dla twórców ;)
Ano musi coś w tym być, że 0 jest przyjemne, bo usiłowałam upchnąć Siostrze i nie chciała. A inne skórzane śmierdziele, których nie jestem w stanie zdzierżyć zabrała ;)