środa, 11 grudnia 2013

Nie wszystko złoto, co japońskie ;)

Lubię zapach mojej skórzanej kurtki. Lubię zapach nowych, skórzanych butów. Nie przeszkadza mi zapach skórzanych pasków ani torebek.
Czemu więc moje spotkania z zapachami bazującymi na nutach skórzanych kończą się, w większości przypadków, trwałym urazem? Cuir Ottoman przyprawił mnie o mdłości, a Tuscan Leather od Toma Forda to jedno z najgorszych testowych doświadczeń.  Nie wiem więc czemu zapalam się jak głupia do perfum z leather w nazwie bądź w nutach… ;P No, może to zbyt mocne słowo, ale pałam jakąś niezrozumiałą chęcią poznania. Może przez sympatię do skórzanych kurtek… ;P
Dodatkowo, kiedy niecni marketingowcy z Blood Concept dołożyli black w nazwie i bąknęli coś o japońskich inspiracjach ciekawość znów zepchnęła sceptycyzm w kąt. Ochoczo zaopatrzyłam się w próbkę.
Teraz wszystko jasne, dziś będzie o Black Series 0.



Obyło się bez przykrych doświadczeń, w końcu inspiracja zobowiązuje. Japończycy wszystko potrafią zrobić ładnie, nawet zapakować sznurkiem ;) W otwarciu najbardziej wyczuwalne są cytrusy. Gorzkawe i nieco syntetyczne, stopniowo zyskują na słodyczy pomarańczowego, lepkiego soku. Cały czas przewija się jednak gdzieś w tle ostra chemiczna nuta; nie jest to specjalnie irytujące, ale również nie uwodzi niczym specjalnie obezwładniającym.
(Siostra, wykorzystana po raz kolejny jako próba badawcza, zareagowała z właściwą sobie brutalnością. Wysłuchawszy opisu zapachu, popatrzyła z politowaniem i wydała werdykt: Skóra? Jakieś japońskie więzy? Żartujesz sobie? Toż to jakiś detergent z łazienki.)


Skóra podana w nutach nie jest jednak straszakiem, jest tam faktycznie. Jeszcze przed upływem kwadransa zaczyna coraz śmielej wybijać się na prowadzenie, przypominając mi dlaczego nie lubię perfum z tym składnikiem (poza kilkoma nielicznymi wyjątkami). Jest szorstko, mdląco i uwiera tam, gdzie nie powinno. Do tego pojawia się nuta przypominająca metalicznego irysa, za którą odpowiedzialne niechybnie są owe podane w składzie nasiona marchewki. To akurat nie zarzut, osobiście nie czuję większej niechęci do marchewkowatości ;)

W przypadku Zera nie ma jednak mowy o takim hardkorze, jaki był moim udziałem przy Tuscan Leather chociażby. Ta skóra jest bardziej powściągliwa.
I byłby to po prostu kolejny kamyczek do ogródka nielubianych zapachów, gdyby nie fakt, że jednak kolejny etap rozwoju jest… lepszy!
Dalej epatuje skórą, ale już w nieco bardziej miękkim, lepiej wyprawionym wydaniu. Zostaje pewna chropawość, ale znika gdzieś owa nieprzyjemna duszność, która mej percepcji jest wrogiem;) Dodatkowo pojawiają się ostra drzewne akcenty, mnie kojarzące się głównie z cedrem, nieco złagodzonym czułą, żywiczną ambrą. Więcej wolt już nie ma, dzięki czemu mogę wytrwać do końca w stanie względnej przyjemności. Aczkolwiek powtórki z rozrywki niespecjalnie pożądam.
No i muszę coś wyznać. Zamysł marketingowy trafił do mnie jednak tylko częściowo; poleciałam bardziej na black niż na kinbaku. Estetyka BDSM, czy to w wersji tradycyjnej, czy bardziej nowoczesnej, jest mi całkowicie obojętna, miejscami wręcz wydaje się odstręczająco kiczowata. Gdyby ktoś powiedział mi „wyobraź sobie liny, węzły i coś podniecającego”, przed oczami wyobraźni niechybnie stanąłby mi żaglowiec wraz z olinowaniem ;) Krępowanie ciała nijak do mnie nie przemawia. Zważywszy jednak na popularność przedstawień bladych ciał owiniętych grubym sznurem na różne wymyślne sposoby, których pełno na chociażby tumblrze, zdaję sobie sprawę, że wielu osobom mogą one dostarczyć czegoś więcej niż skojarzeń z szynką przygotowaną do wędzenia ^^.  

Ilustracje zostały zaczerpnięte z tumblra, dokładnie niestety nie pomnę skąd.

2 komentarze:

  1. Pewnie, że nie wszystko. Widział ktoś kiedy złote drzewko bonsai? ;) Albo jedzenie? Taka zupa miso na przykład w ogóle nie kojarzy mi się ze złotem (chyba, żeby podawać ją w złotej misie ;P ). Choć daleko mi do japonofilności (nie licząc sushi i japonek w lecie :D ) ale mam w dosyć bliskiej rodzinie jeden taki przypadek, więc zawsze, kiedy wchodzę na Twojego bloga podelektować się nowym wpisem [:grozi palcem za niską częstotliwość aktualizacji: :P ], od razu robi mnie się cieplej na sercu z powodu sympatycznych skojarzeń z Japonią. :)

    Jednak nie tym razem. Do BDSM mam stosunek bardzo podobny do Twojego, więc możesz sobie wyobrazić, jak śmieszy mnie i irytuje jego dzisiejsza wszechobecność. Że też nawet w perfumach... [tak bajdełejem: to nie Sabbath po raz pierwszy użyła skojarzenia 0 Black z kinbaku? Jeżeli nie, to przepraszam; jeszcze nie robiłam riserczu w sprawie tych perfum, więc póki co mam tylko ten jeden punkt odniesienia (no i własne wrażenia)]. Ale cóż poradzić, skoro sado-maso zrobiło się modne i można podeń podpinać dowolny produkt?
    Zresztą... cały świat ponoć oszalał na punkcie niejakiego Greya (tudzież watahy jego naśladowców) i jego pięćdziesięciu twarzy z polskiej wersji językowej - ale za każdym razem kiedy o tym myślę, mam przed oczami Greya Doriana i jego, ekhem... śliczną buziunię z portretu. :D

    Natomiast 0 Black jest ładne. Naprawdę przyjemnie się je nosi. Sympatyczne, miękkie... Nie rozumiem Twojej Siostry. ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)
      Było u Sabbath o kinbaku z tego co pamiętam, bo w ogóle było o tym przy opisie marketingowym tych perfum, że to niby była inspiracja dla twórców ;)

      Ano musi coś w tym być, że 0 jest przyjemne, bo usiłowałam upchnąć Siostrze i nie chciała. A inne skórzane śmierdziele, których nie jestem w stanie zdzierżyć zabrała ;)

      Usuń