niedziela, 4 marca 2012

Poetyka pustostanów

Dla jednych opuszczone przed laty budynki to po prostu nieestetyczne rudery psujące okolicę, dla innych to przestrzeń stanowiąca owe puste miejsca na planie miasta, dziwny krajobraz, który nie bardzo nawet istnieje w świadomości większości mieszkańców, zamieniając się w jakąś osobliwą wersję terra incognita.

 Znajdą się jednak tacy, którzy zechcą, z na ogół nierozumianym przez otoczenie, entuzjazmem eksplorować rozpadające się ruiny. Rozpadające się mury, zdemolowane klatki schodowe i wybite szyby też mogą wymalować nostalgiczny obraz. Niektóre miejsca wzbudzają jednak irracjonalną obawę. Niby nie ma ku temu żadnych przesłanek, ale pojawia się uczucie dziwnego dyskomfortu. Wystarczy świadomość, że ten oto uroczy dziewiętnastowieczny pałacyk służył kiedyś jako szpital psychiatryczny, a już zyskuje on nowy, niepokojący wymiar.



Nagle okazuje się, że światło wokół stało się bardziej przygaszone; nawet jeśli świeci słońce, to wydaje się, że jego promienie przesączają się przez jakiś mleczny filtr. Gdy stąpamy powoli po dawno opustoszałych korytarzach, opadły z sufitu tynk kruszy się pod naszymi stopami, przerywając gęstą ciszę nieprzyjemnym zgrzytem. Nie ma wątpliwości, że od dawna nie ma tu żywej duszy, więc jak to możliwe, że gdzieś zza ściany przez chwilę słychać było urywane szepty, a w oknie w przeciwległym skrzydle zamajaczyła niewyraźna sylwetka? Zupełnie jak gdyby budynek został osnuty przez jakiś oślizgły niepokój. Zresztą może to tylko przeciąg i gra świateł…
Ale wyobraźnia pracuje ;)




Otwarcie Kote od Slumberhouse wprawiło mnie w konsternację. Wyznając szczerze, pierwsze momenty nie nastrajały optymistycznie – zamiast spodziewanych nut drzewnych w nos uderza bliżej niesprecyzowany środek chemiczny. Jak mniemam, to za sprawą wymienionej na liście składników mandarynki – z tym, że nie jest to ani mandarynka-owocowa-oranżada ani mandaryka-dojrzały-słodki-owoc. Wygląda to trochę tak, jakby ktoś usiłował zamaskować ostrą woń preparatu dezynfekcyjnego aromatem mającym kojarzyć się z cytrusami. Efekt przywodzi na myśl jeden z tych pustych korytarzy – środki czyszczące może i uporają się z brudem i zarazkami, ale ściany już na dobre przesiąkły aromatem rozpadu i zmurszenia.  


Ta faza trwa na szczęście stosunkowo krótko; po niespełna pół godzinie ulatnia się, ustępując miejsca obiecywanym nutom drzewnym, wyczekiwanej sośnie i drewnu tekowemu. Spodziewacie się czegoś ostrego i leśnego? Błąd! ;) Nadal pozostaniemy w klimatach rozkładu i wilgoci. Drewno jest obecne, ale to drewno mokre i zbutwiałe; dawno już sczerniało i stało się miękkie. Aż strach wejść na schody, skoro każdy krok może skończyć się zerwaniem stopnia i upadkiem kilka pięter niżej.

Na końcu zapach staje się nieco mniej agresywny, stopniowo przygasa; ma w sobie coś z Jeke - zyskuje tę samą dymną głębię. Z tym, że ten dym nadal zawdzięczamy paleniu wilgotnych gałęzi i zbutwiałych liści ;) 



Czy tego typu obrazki mogą się podobać? To zależy czy pociąga Was urban exploration vel urbex. Mnie, szczerze mówiąc, fascynuje ;)
I podobne odczucia żywię w stosunku do Kote. Czuję właśnie dziwną fascynację (ciekawe, jak to brzmi w świetle powyższego opisu… ;P). Gdyby nie to upiorne otwarcie, rzekłabym, iż jest pociągający – a tak, sama nie wiem czy chcę przedzierać się za każdym razem przez te początkowe koszmarne wyziewy.
Ale w sumie, chyba warto spróbować…

Pierwsza ilustracja - paintman.pl
Druga - canon-board.info
Dwie ostatnie - urb-ex.pl




2 komentarze:

  1. Terra incognita, zdecydowanie terra incognita. ;) I pociągają dokładnie tak, jak ona: ponieważ gdzieś tam są. :)
    Kontekst dla zapachów Slumberhouse znalazłaś wyśmienity. Czuć w nim charakter poszczególnych wód oraz samej marki. :) Czytałam z prawdziwą przyjemnością (choć Kote nie znam).
    A Twój odbiór i fascynacja... wychodzę z założenia, że każdy zdrowy człowiek powinien mieć w sobie coś ze świra. ;) Jakieś alogiczne szaleństwo, dzięki któremu nie gnuśniejemy w wieku 20 lat. :D Więc jest w jak najlepszym porządku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, dziękuję za miłe słowa; dokładam wszelkich starań, żeby wyszło mi coś w miarę składnego ;P
      A co do fascynacji to się zgadzam; tylko te moje... co jedna, to bardziej odjechana ;D (z punktu widzenia niektórych)

      Usuń