niedziela, 28 lipca 2013

Μελαγχολία

Na przekór panującej aurze nie będzie dziś wcale sielsko, słonecznie i lepko. Za oknem gorąc niemiłosierny, słońce chlasta oczy promieniami ostrymi niczym sztylety, co nie przeszkadza temu, by w duszy mieszkał chłód i mrok ;P

Do nowego (no, w miarę nowego ;)) zapachu od Comme de Garçons podeszłam bez wielkich oczekiwań. Nie żebym miała jakieś obiekcje w stosunku do marki; przeciwnie wręcz, w końcu z tego domu wyszły takie dzieła jak Hinoki, Kyoto czy Avignon (monotematyczna jestem aż do przesady, wszędzie Japonia i gotyk ^^)… ale od kilku dzieł nic nie zdołało wzbudzić mojego galopującego zachwytu.
Ha, do czasu jednak! ;)
Black zachwyt wzbudził, wyznam, już na wstępie. Zachwyt narastający wraz z każdym kolejnym użyciem. 

Jak głosił tytuł pewnej sztuki teatralnej sprzed kilku lat, najwięcej samobójstw zdarza się w niedzielę. Z tego, co pamiętam statystyki tego nie potwierdzają, lecz brzmi chwytliwie. A i niedziela skażona jest pewnym piętnem dotkliwie odczuwanej samotności, dlatego też znów pozwoliłam sobie wpleść adekwatną ilustrację muzyczną* ;)


Co takiego prezentuje sobą Black, że zdobył szturmem me serce (bądź zmysł powonienia, jak kto woli)?
Na początku ostry, wiercący w nosie czarny pieprz, kłujący niczym drobne igiełki, krążące uparcie wokół pogrążonego w gorzkich rozmyślaniach umysłu. Wszystko to zasnute subtelną pajęczyną półprzejrzystego olibanum, opadającego na tlące się węgielki welonem mglistego zapomnienia. Suche, gryzące kadzidło zagarnia dla siebie główną rolę, pozwala się podziwiać, wyśpiewuje chropawym głosem swą pieśń, zdając się krzyczeć, że prawdziwe piękno zawsze zaprawione jest pewną nutą smutku.

A później… do głosu dochodzą brzozowe drzazgi, tkwiące pod skóra na podobieństwo niechcianych myśli, sączące do krwi gęsty dziegciowe niepokój. Czarna żółć męczy, oj męczy ;) Wprawne dłonie mistrza-drzeworytnika zamienią jednak zaraz suche deski w dzieło, zaczarują zmory umysłu w prawdziwą sztukę. Dymne nitki wetiweru wplatają do zapachu gorycz, pożądaną jednak niczym goryczka decydująca o smaku wytrawnego wina, muskającą zmysły rozkoszną szorstkością. Art never comes from hapiness. Ponoć ;)


I co, czyż Black tak się pogrąża jedynie w odmętach smutku i apatii? Ależ nie, to smutek twórczy; słodka udręka zwieńczona ekstazą. Zaprawiona kroplą korzennej lukrecjowej słodyczy, ukojona majestatyczną ciszą cedru. Moment spełnienia; sens życia nareszcie przemówił, słodkim kadzidlanym szeptem ;)
Do rana zapewne zdąży zamilknąć, zostanie z niego tylko suchy popiół i tłusta gorycz dziegciu… no i pragnienie, aby poszukać go po raz kolejny…

Tym sposobem nurzam się w melancholii, spijając chciwie coraz większe odlewki Blacka, a me myśli, niczym uparte ćmy wokół lampy, krążą wokół pragnienia posiadania własnego flakonu ;)

Nuty głowy: czarny pieprz, kadzidło z Somalii
Nuty serca: skóra, lukrecja, pepperwood (vel Hercules’ Club wedle fragrantiki)
Nuty bazy: cedr, wetiwer

Twórca: nie zlokalizowałam

*Utwór Gloomy Sunday powstał w 1933 romu, skomponowany przez Rezső Seressa; owiany złą/specyficzną sławą – wedle legendy po jego wysłuchaniu samobójstwo miało popełnić ponad sto osób. Do dziś doczekała się kilkudziesięciu różnych wykonań; ja wybrałam cudną wersję Diamandy Galas ;)

Za ilustrację posłużyły mi drzeworyty mistrza Dürera; tytułowa Melancholia i słynny Autoportret, pozyskane łatwo stąd i stąd


6 komentarzy:

  1. Black piękny jest, zaiste, i też krąży nad mą głową widmo... zakupu pełnego flakonu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, widać niektórzy są podatni na jego zdradzieckie oddziaływanie ... albo to wpływ Saturna ;)

      Usuń
  2. Najwięcej samobójstw zdarza się w poniedziałek.

    Nie znam Black'a jakoś ominęła mnie schadzka z tym zapachem i jakoś tak nie czułam z tego powodu dyskomfortu. W sumie nie wiem dlaczego, bo imię kusi, nuty też.'
    I pewnie teraz zacznie mnie męczyć. Pewnie dlatego że i ja lubię Durera.
    Ale nie tylko z tej przyczyny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie początkowo też specjalnie nie kusił, choć nuty obiecywały wiele; przetestowałam, bo akurat nadarzyła się okazja. I proszę, co z tego wynikło... ;)

      Usuń
  3. Nie, no, znowu?? Black, Gloomy Sunday oraz twórczość Durera to sugestywne, świetnie dobrane trio. Każde prezentuje trochę inny styl ale jako całość udowadniają, ze wiele ich łączy i w ogóle nieźle się dogadują.
    Pewnie dlatego, że wcale nie uważam ich za ponure czy depresyjne [aczkolwiek wykorzystana przez Ciebie interpretacja DG... No.. nie powiem! Mieć doła i usłyszeć właśnie ją - i już prawie-prawie masz pętlę na szyi].
    Czyli: po raz kolejny wykonałaś kawał świetnej roboty! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówisz? Że znowu mi się przypadkiem coś udało? ;)

      Usuń