piątek, 9 sierpnia 2013

Dyskretny urok elegancji

Czego można oczekiwać po zapachu, który w swej nazwie obiecuje kadzidło? Na dodatek, gdy Guerlain twierdzi, że to kadzidło mityczne, dorzuca nawiązania do Wschodu, i do tego nazywa serię Les Déserts d’Orient?

Niektórzy potrafią wyobrazić sobie wiele; tak więc gdy Encens Mythique D’Orient wpadnie im w ręce, kreują sobie w umyśle obrazy iście rozbuchane. Lecz gdy przychodzi co do czego, okazuje się, że obędzie się bez aż tak dalekiej podróży; przyjęcie, na które otrzymaliśmy zaproszenie jest, co prawda w stylu orientalnym, ale odbywa się w pałacu znajdującym się z pewnością gdzieś w Europie.



Początek, (pozwolę sobie na mały spoiler^^), jest w moim subiektywnym odczuciu najlepszym momentem zapachu. Nie ma sensu się wypierać; choć można twierdzić, że przepych i luksus, które otaczają nas zewsząd to marność i niepotrzebny zbytek, nie da się zaprzeczyć, że to wszystko jest zwyczajnie… ładne. Piękne, rzec by można nawet ;)
Otwarcie to kadzidło, bardzo eleganckie i nienachalne, a co za tym idzie pozbawione aspektów zdecydowanie dymnych i dzikich, które tak lubimy ;) Ale to rzecz jasna nie zarzut; wszak nie chcemy monotonii, od czasu do czasu nie zaszkodzi spotkanie z innym aspektem tego samego zjawiska ;)

Nie narzekamy więc – wyczuwalne na wstępie kadzidło rozwija się, miękkie jak aksamitna peleryna, otulające i ciepłe, zaprawione jedynie delikatną goryczką neroli, przez moment mamiące znikającym spektrum przyprawowej pikanterii, niczym obietnicą niedokończonego półuśmiechu.



Płaszcz trzeba jednak zrzucić przy wejściu na przyjęcie, aby zaimponować suknią i figurą ;P I gdy pierwsze wrażenie opada, mniej więcej po upływie kwadransa, tytułowy składnik powoli niestety rozwiewa się, ustępując miejsca lekko pudrowemu tchnieniu aldehydów, zawieszonemu gdzieś wpół drogi pomiędzy bezczelną prowokacją a subtelnym flirtem. 
Zapach zaczyna powoli skręcać w stronę wytwornego szypru, świadomego swojej urody i nieumiejętnie starającego się ukryć przyjemność czerpaną z otrzymywanych dowodów uwielbienia własnej osoby. W tle snuje się przytulna ambra, słodkawa i puchata; jednocześnie frapująca niczym rzucane mimochodem czytelne spojrzenie, które bez trudu pozyskuje dla siebie uwagę adresata. 




Zmierzch balu wpuszcza na scenę wydarzeń lekko kwaskowe piżmo; nikły puder nadal wisi w powietrzu niczym rzednąca atmosfera gwarnej nocy. Nie ma jednak mowy o żadnym skandalu; Encens Mythique to zapach szalenie dystyngowany i elegancki. Ani na moment nie wkracza w domenę dusznych, czasem fizjologicznych szyprów; bazuje bardziej na podtekstach. Jeśli do czegoś doszło, wszystko odbyło się za zamkniętymi drzwiami. Dyskretnie i w tajemnicy ;)

Pierwsza ilustracja to portret księżnej Daisy von Pless, a właściwie Marii Teresy Oliwii Hochberg von Pless, z www.daisyvonpless.wordpress.com
Kolejne to dzieła Gustava Klimta, Dama w Kapeluszu i Spełnienie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz