piątek, 10 stycznia 2014

- You're weird

 - Sorry
 - No, that was a compliment

Przeglądając, nawet pobieżnie, moje dotychczasowe rozważania, łatwo zorientować się, jakie nuty są mi bliskie. Nietrudno tez wysnuć wnioski, do czego podchodzę z rezerwą.
Problem powstaje, gdy spotykam pewien składnik, co do którego żywię uczucia mieszane. Generalnie można powiedzieć, że moje odczucia są zazwyczaj pozytywne, brakuje jednak czegoś, co pozwoliłoby im przeskoczyć na wyższy poziom.
Wzmożonej atencji. Zachwytu. Pełgającego uwielbienia. Galopującego pożądania.
Nie.
Nic z tych rzeczy.
Zazwyczaj pozostaje na poziomie nieporywającego uznania. Dlatego większość próbek/odlewek z zapachami opartymi na paczuli wegetuje smętnie w pudle z próbkami, skazana na nędzną egzystencję, będącą wynikiem mojego niezdecydowania – są zbyt pociągające, bym chciała się ich pozbyć, lecz równocześnie zbyt mało pociągające, bym chciała ich używać.
Jakież było więc moje zaskoczenie, gdy jeden z przedstawicieli tego gatunku zafundował mi wrażenia, jakich bynajmniej nie spodziewałam się znaleźć w danym miejscu.
Tak, Luxe: Patchouli od CdG zasługuje na czysty zachwyt.

I w czysty zachwyt mnie wprawiło.



Być może klucz tkwi w tym, że ta paczuli ma w sobie o wiele mniej z paczuli, niż inne, znane mi paczuli. (masło maślane :p)
Już otwarcie serwuje zupełnie inne wrażenia, niż można by oczekiwać po takim tytule ;) Bo początek to zielny powiew; pikantny i szorstki od pieprzu (jeśli faktycznie jest tam biały pieprz, jak twierdzi spis nut, to zakrawa to na cud – wszak biały pieprz to czystej wody smród ^^); trochę podobnego do tego w Black, z tego samego klanu. Ramię w ramię z pieprzem kroczy pikantna goryczka wetiweru, a pomiędzy ostrością przemykają słodkawe nuty anyżu.

Nie może zabraknąć jednak tytułowego składnika – pojawia się i paczuli, otulona ziołowym welonem i przybierająca jedno z najpiękniejszych wcieleń, jakie dane mi było jak dotąd poznać. Nie jest ani wilgotna i piwniczna, ani czekoladowo-przytulna, a już z pewnością nie można zarzucić jej zatęchłości.
To piękna paczuli, chciałoby się wręcz rzec czarodziejska. Dzięki niej ten zapach roztacza wokół siebie prawdziwie magiczną aurę, rodem z onirycznych wizji, niepokojących, czasem na granicy koszmaru, jednak w jakiś pokrętny sposób fascynujących i pociągających.


Z czasem do głosu dochodzą coraz to słodsze nuty, niczym przygasające barwy ciepłej, opopopnaksowej ochry i mosiądzu, spychające na drugi plan cienie herbarium. Zapach drzewnieje, wpuszczając woń suchego sandałowca w towarzystwie lekko korzennej wanilii. Wtóruje im cedr, cichy i zadumany, niczym marzenie senne.
I w takim klimacie pozostaje już do końca; nieuchwytny na kształt istoty z innego świata.

Nie wierzcie, gdy ktoś porównuje Luxe Patchouli do innych paczulowców; być może dalekie nuty pokrewieństwa dałoby się odnaleźć, prawda jednak jest taka, że zapach uwięziony w tym czarnym flakonie jest jedyny w swoim rodzaju ;) Testy polecam z całego serca ;)

Pojawienie się wersji EDT powitałam z prawdziwą radością; odnajduje w niej w zasadzie to samo, co w EDP, a nie straszy aż w takim stopniu ceną ;)

Nuty głowy: biały pieprz, kozieradka, bearberry (mącznica?)
Nuty serca: paczuli, opoponaks, dąb
Nuty bazy: sandałowiec, wanilia, cedr, wetiwer

Ilustracje są autorstwa Laurenn K. Cannon, navate
A tytułowy cytat pochodzi z filmu Donnie Darko 





7 komentarzy:

  1. Znasz Patchouli Leaves Montale? To moje ostatnie odkrycie - szukam z uporem godnym lepszej sprawy "swojej" paczuli - i bywa, że jestem blisko, ale to wciąż nie to. Paczula od Montale mnie powaliła na kolana - nie ma zatęchłej piwnicy ani ziemniorów, nie jest to też zapach z paczulą w nazwie, ale tak sprytnie zamaskowaną innymi składnikami, że jej nie czuć (jak paczula Milaccefa czy LM Parfums albo Perris Monte Carlo). Paczula tu jest niemal balsamiczna, czekoladowa - to oczywiście gorzka czekolada.

    Cudo po prostu - czekam na odlewkę, i podejrzewam, że będzie flaszka - z cena cieszy:)))

    VI4

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak! Patchouli Leaves od Montale są cudne! Muszę, muszę w końcu opisać. Tylko nieopatrznie wysiorbałam całą próbkę. :)

      Usuń
  2. Nie znam Patchouli Leaves, niestety.
    Obiły mi się uszy (a w zasadzie o oczy) zachwyty z różnych stron, ale nie udało mi się załapać jak dotąd na żadną rozbiórkę ;) A że paczula nie wzbudzała we mnie nigdy żywszych uczuć, odłożyłam poznanie na "przy okazji". Wygląda na to w takim razie, że najwyższy czas poszukać tej okazji ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. O proszę! Pamiętam, że ten zapach nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia - a poznałam go w szczycie fascynacji niszowymi dziwadłami. Właściwie nie wiem, dlaczego. Teraz chyba warto byłoby odświeżyć sobie pamięć. :)

    Na marginesie: idę przez życie przekonana, że wszyscy jesteśmy w jakimś stopniu "weird"; tylko, że niekiedy (zbyt często, jak na mój gust) walczymy z tą częścią siebie. Niepotrzebnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ba, no przecie piszę, że to komplement ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to jaki!

      Tym razem się zgodzę - jesteś dziwna. I to dziwna inaczej, niż ja, bo i mnie Luxe Patchouli nie zachwyciły. Ale recenzja... Oooo, recenzja zachwyciła mnie po uszy. <3

      Usuń
  5. Może dlatego, że ja paczulowy sceptyk jestem; zachwyciło mnie to, co na doceniających paczulę "normalnie" nie robi wrażenia ;P

    OdpowiedzUsuń