I
znów zdryfowałam w stronę ciepłego,
słodkawego zapachu, chociaż szczerze mówiąc liczyłam na klimaty bardziej
drzewne. Sandałowiec potrafi przybierać różne formy, od ostrych, pełnych drzazg
wiórów po miękkie, przytulne, wręcz senne.
Gdy
mam wybierać, które z tych wcieleń odpowiada mi bardziej, bez wahania decyduję
się na pierwsze. Nie mogę jednak stwierdzić, że to drugie mi się nie podoba;
też zdarzają się tam obiekty interesujące ;)
Szczerze
mówiąc, kiedy zobaczyłam nazwę Santal
Majuscule miałam nadzieję, że efekt będzie można zakwalifikować do grupy
pierwszej. A już w ogóle, patrząc na plakat stylizowany na stronicę
iluminowanej średniowiecznej księgi, wyobrażałam sobie zapach suchy, raczej
chłodny, być może nawet nieco zadumany ^^
A
dostałam coś zupełnie innego. I cóż, nie zostałam zaskoczona pozytywnie.
Po
pierwsze, to jeśli zgodnie z nazwą sandałowiec ma być pisany dużymi literami, to w tym przypadku wszystkie inne
komponenty również powinny być potraktowane w ten sposób, bo tytułowy składnik
wcale nie wydaje się specjalnie dominować nad resztą.
Otwarcie
to całkiem przyjemny splot tłustego sandałowca i olejku różanego; zawiesistego
i leniwie rozlewającego się po zakamarkach misternie rzeźbionego drewna. To
połączenie wypada nawet interesująco; początkowo róża wydaje się zagarniać dla
siebie więcej uwagi, w tle przez moment pojawia się nawet widmo jakichś innych
kwiatów, jakby odrobina jaśminu. W miarę szybko przypomina jednak o sobie
sandałowiec, który jak gdyby dla równowagi spycha kwiaty nieco na bok, każąc
teraz skupić się na swojej urodzie.
Tak,
ta faza rozwoju zapachu jest zdecydowanie najlepsza. Atmosfery skryptorium co
prawda nie przypomina, efekt pracy zgromadzonych tam mnichów wolałabym
zilustrować innym zapachem, ale niech będzie... Misternie zdobione stronice
pokryte kaligraficznym pismem, eleganckie roślinne ornamenty… niestety,
przewracając stronice można odnieść wrażenie, że kopista zaczął nagle pałać
zbyt dużym uwielbieniem dla złoceń, no i
w ogóle, zapadł na horror vacui ;)
Zapach z czasem zaczyna się wysładzać, zyskując miodową gęstość oraz deserową puchatość
kakaowca. Sandałowiec rozmywa się, staje się coraz bardziej mleczny i pluszowy.
I rację mają na fragrantice, staje się niesamowicie podobny do Jeux de Peau, zgroza! Żadne skryptorium,
nawet nie antykwariat; to po prostu cukiernia pełna croissantów, drożdżóweczek i maślanych bułeczek.
Wracając do mojego malkontenctwa...
Po
drugie, nie lubię gourmandów. Więc w tym momencie już wiem, że pomimo całkiem
udanego początku nie będę kontynuować znajomości z Santal Majuscule. Ale to tylko ja, a ja nie jestem zwolennikiem
słodkich otulaczy, nawet na zimę… ^^
A
po trzecie, to średniowieczne manuskrypty zasługują na lepszy zapach! ;)
Ilustracje:
Księga z Durrow, z wikipedii ściągnięta
I plakat promujący nowego Lutenasa, z fragrantica.com.pl
Mnie to wcielenie sandałowca też nie oczarowało. Delikatnie mówiąc. Ale chyba szerzej ponarzekam podczas najbliższego przypływu malkontenctwa.
OdpowiedzUsuńI tak chcę poznać! U nas w Douglasie wciąż nie ma. A ja jestem napalona jak kot na kocimiętkę. I wale mi nie pomogłaś swoją recenzją, która tylko pozornie jest sceptyczna, a tak naprawdę zawiera pułapkę na pułapce. ;) Kakao z sandałowcem. Borze zielony, miej mnie w opiece...
UsuńNarzekaj Rybo; powiedz mu kilka słów prawdy, co sądzisz na jego temat ;P
UsuńRany, Sabbath, i Ty Brutusie?! Kakao?! Przecież to się je, a nie używa do perfum ;P
Ja mam sampla z rozbiórki wizażowej; chcesz, to Ci go podeślę, tylko mi adres wrzuć gdzieś na PW albo maila. Nadasz sens jego życiu, u mnie czekają go odmęty zapomnienia w pudle próbkowym ;)
Ale ja ostrzegałam, że to francuski rogalik...
I ja. I ja Brutus, a co mi tam... Będę Brutusem. Brutus dobry był i poświęcił się dla idei... I tego będę się trzymać.
UsuńPieprz też się je, a w perfumach uwielbiam. I wanilię. I śliwkę. I paprykę. I drewno - na przykład korniki jedzą drewno.
A maila nie mogę napisać, bo nie mam. I w Twoim profilu też nie ma. :(((
Ton mojej wypowiedzi usprawiedliwiam cukrowym hajem. Zjadłam dwie tabliczki czekolady. Zaraz mnie rozniesie. :)
Mm, szkoda.. Choć i tak nie mogę się doczekać, kiedy przetestuję. :)
OdpowiedzUsuńZa to tytuł Twej notki przypadł mi do gustu bardzo, a nawet bardzo bardzo. :D Przez skojarzenie, z tym fragmentem jednego z moich ulubionych filmów ever: http://www.youtube.com/watch?v=hTldq413qC4
Ale skojarzenie ogólnie jest jak najbardziej pozytywne. :)
Więc na Majuskułę i tak będę oczekiwać z niecierpliwością. A nuż przemówiło przez Ciebie chwilowe zniechęcenie do Lutensów? ;))
Heh, nie łudź się, gdyby to był dobry Lutens, to obróciłby moje zniechęcenie w perzynę ;P
Usuń