Jaki
obraz może przyjść do głowy na hasło gotycki horror? Zapewne pojawi się stała kolekcja skojarzeń,
nawiedzone wiktoriańskie dworki, mgły, czarne suknie, skrzypiące schody, świece
gaszone nagłymi podmuchami wiatru i niecne tajemnice ukrywane przez lata. Dla
jednych tego typu estetyka pozostanie zupełnie obojętna bądź przestylizowana,
inni piszczą z zachwytu już na sam widok kruków siedzących na nagich konarach
drzew ^^
Fakt,
trochę tego wszystkiego już było…
Tak
samo może wydawać się, że duet róży z oudem został już przerobiony na dziesiątą
stronę. Czyż więc kolejna wariacja na temat tego związku może wzbudzić
zainteresowanie, skoro to już było? Oczywiście, że może, zwłaszcza wśród fanów
gatunku. Co z tego, że było; wszystko
już było ;) Ważne w jakiej formie zostanie podane.
Jako
pierwszy niech wystąpi Rosam od
Histoires de Parfums, jeden z trzech zapachów z serii Édition Rare.
Otwarcie
zdecydowanie należy do róży – jednak nie przetworzonej do postaci ciężkiego
olejku, ale bardziej przywodzącej na myśl świeże, aksamitne płatki gniecione w
dłoniach i uwalniające nieco winny aromat. Towarzyszy jej gorzka cytrusowa nuta
i delikatna smugi kadzidlanego dymu, nadające zapachowi zaskakującej
przejrzystości.
Ale
to tylko przez chwilę. Dość szybko, bo chyba nie później niż po kwadransie, pojawia
się oud. W tym przypadku w swoim surowym wcieleniu; intensywny, w pewnym
momencie wręcz kwaśny. Towarzyszy mu szczypta szafranu, dodająca nieco
pikantnej słodyczy. Muszę przyznać, że robi się dość intrygująco. Okazuje się,
że scenariusz skrojono zaskakująco zgrabnie, niby wszystko wiadomo, a tu jednak
przez chwilę wydaje się, że akcja skręci w nieco inną stronę ^^
Chwila
ta jednak trwa krótko. Stopniowo róża zaczyna gęstnieć, oud też nieco się
uspokaja, a kompozycja zmierza w stronę klasycznego, treściwego połączenia tych
dwóch składników. Nie ma jednak mowy o powalającej killerowatości godnej Black
Aoud; co to, to nie ;) Rosam wydaje się zdecydowanie bardziej stonowany i
powściągliwy; nie atakuje swoją obecnością osób w promieniu kilku metrów, ani
nie otacza nosiciela szczelnym kokonem.
Właściwie,
to nie mam nic przeciwko; opowieść wkroczyła na dość przewidywalne tory, jednak
skoro estetycznie wszystko jest tak świetnie dopracowane, co z tego?
Niestety,
w pewnym momencie następuje przykry zwrot – róża zaczyna gasnąć, soczyste
płatki więdną, co wykorzystują dołączające się do oudu miękki sandałowiec i nieco
fizjologiczna ambra. Zapach staje się przez to lekko mydlany oraz trochę
mdły i taki już pozostaje do końca. Podsumowując – po ciekawym i dynamicznym
początku, fabuła zgrabnie i wciągająco podąża drogą właściwą dla swojego
gatunku, jednak zakończenie, ujmując rzecz kolokwialnie, kładzie całą historię ;).
Inaczej
sprawy się mają w kolejnym odcinku,
pod tytułem Kanz od marki SoOud.
Tutaj
od początku nie ma wątpliwości, w którą stronę podąży opowieść. Róża, która
pojawia się w otwarciu jest tłusta i gęsta, dodatkowo podprawiona olejkiem z
jaśminu. Oplatający ją oud spływa po czarnych nieomal płatkach, drażniąc
nozdrza niepokojącą, ostrą wonią. Można wyczuć, że wraz z nastaniem zmroku
wydarzy się coś straszliwego ;)
Oud
szybko zaczyna dominować, jeszcze bardziej się wyostrza, a zapach staje się
nieco pieprzny i podbity dziwną, podwędzoną nutą. Atmosfera zdecydowanie się
zagęszcza. Robi się coraz ciemniej, a po obserwowanym zza okien ogrodzie
zaczynają snuć się mgliste opary. Na powierzchni, gdzieniegdzie, unoszą się
również drzazgi sandałowca, ostre niczym igiełki lęku, zaprawionego jednak
osobliwym podnieceniem.
A
gdzież podziała się róża? Nie rozmywa się jak sen, nic z tych rzeczy ;) Z
biegiem czasu zaczyna coraz głośniej dołączać się do oudu; tym razem to ona
oplata go szczelnie swoją narkotyczną wonią, przejmując dla siebie ostatnie
akordy zapachu.
Jednak
i tu pojawia się pewna mała wada; jak na zapach o takim kalibrze, Kanz trochę zbyt szybko traci swą,
zdawałoby się niemałą moc, i staje się zdecydowanie przyskórny.
Ale
nie da się ukryć, związek róży z agarem ciągle ma przyszłość… Gotycki horror
również ^^
Za źródło ilustracji posłużył mi film Wilkołak; kolejne zdjęcia pozyskane odpowiednio z:
filmedge.net
collider.com
moviesabout.com
movies.wn.com
Aż spojrzałam w swoją recenzję Kanz, żeby sprawdzić, czy to naprawdę możliwe, żebyśmy odbierały go tak podobnie. Możliwe! To niesamowite. I cieszy mnie, bo miło jest znaleźć kogoś, kto jakoś uprawomocni nasze wizje. :)
OdpowiedzUsuńTeż się cieszę ;)
UsuńI cieszę się oprócz tego niesamowicie, że zagościłaś do mojego skromnego kącika ;D