piątek, 22 czerwca 2012

Róża nocną porą


Jaki obraz może przyjść do głowy na hasło gotycki horror? Zapewne pojawi się stała kolekcja skojarzeń, nawiedzone wiktoriańskie dworki, mgły, czarne suknie, skrzypiące schody, świece gaszone nagłymi podmuchami wiatru i niecne tajemnice ukrywane przez lata. Dla jednych tego typu estetyka pozostanie zupełnie obojętna bądź przestylizowana, inni piszczą z zachwytu już na sam widok kruków siedzących na nagich konarach drzew ^^
Fakt, trochę tego wszystkiego już było…

Tak samo może wydawać się, że duet róży z oudem został już przerobiony na dziesiątą stronę. Czyż więc kolejna wariacja na temat tego związku może wzbudzić zainteresowanie, skoro to już było? Oczywiście, że może, zwłaszcza wśród fanów gatunku. Co z tego, że było; wszystko już było ;) Ważne w jakiej formie zostanie podane. 





Jako pierwszy niech wystąpi Rosam od Histoires de Parfums, jeden z trzech zapachów z serii Édition Rare.
Otwarcie zdecydowanie należy do róży – jednak nie przetworzonej do postaci ciężkiego olejku, ale bardziej przywodzącej na myśl świeże, aksamitne płatki gniecione w dłoniach i uwalniające nieco winny aromat. Towarzyszy jej gorzka cytrusowa nuta i delikatna smugi kadzidlanego dymu, nadające zapachowi zaskakującej przejrzystości.

Ale to tylko przez chwilę. Dość szybko, bo chyba nie później niż po kwadransie, pojawia się oud. W tym przypadku w swoim surowym wcieleniu; intensywny, w pewnym momencie wręcz kwaśny. Towarzyszy mu szczypta szafranu, dodająca nieco pikantnej słodyczy. Muszę przyznać, że robi się dość intrygująco. Okazuje się, że scenariusz skrojono zaskakująco zgrabnie, niby wszystko wiadomo, a tu jednak przez chwilę wydaje się, że akcja skręci w nieco inną stronę ^^



Chwila ta jednak trwa krótko. Stopniowo róża zaczyna gęstnieć, oud też nieco się uspokaja, a kompozycja zmierza w stronę klasycznego, treściwego połączenia tych dwóch składników. Nie ma jednak mowy o powalającej killerowatości godnej Black Aoud; co to, to nie ;) Rosam wydaje się zdecydowanie bardziej stonowany i powściągliwy; nie atakuje swoją obecnością osób w promieniu kilku metrów, ani nie otacza nosiciela szczelnym kokonem.
Właściwie, to nie mam nic przeciwko; opowieść wkroczyła na dość przewidywalne tory, jednak skoro estetycznie wszystko jest tak świetnie dopracowane, co z tego?

Niestety, w pewnym momencie następuje przykry zwrot – róża zaczyna gasnąć, soczyste płatki więdną, co wykorzystują dołączające się do oudu miękki sandałowiec i nieco fizjologiczna ambra. Zapach staje się przez to lekko mydlany oraz trochę mdły i taki już pozostaje do końca. Podsumowując – po ciekawym i dynamicznym początku, fabuła zgrabnie i wciągająco podąża drogą właściwą dla swojego gatunku, jednak zakończenie, ujmując rzecz kolokwialnie, kładzie całą historię ;). 



Inaczej sprawy się mają w kolejnym odcinku, pod tytułem Kanz od marki SoOud.




Tutaj od początku nie ma wątpliwości, w którą stronę podąży opowieść. Róża, która pojawia się w otwarciu jest tłusta i gęsta, dodatkowo podprawiona olejkiem z jaśminu. Oplatający ją oud spływa po czarnych nieomal płatkach, drażniąc nozdrza niepokojącą, ostrą wonią. Można wyczuć, że wraz z nastaniem zmroku wydarzy się coś straszliwego ;)


Oud szybko zaczyna dominować, jeszcze bardziej się wyostrza, a zapach staje się nieco pieprzny i podbity dziwną, podwędzoną nutą. Atmosfera zdecydowanie się zagęszcza. Robi się coraz ciemniej, a po obserwowanym zza okien ogrodzie zaczynają snuć się mgliste opary. Na powierzchni, gdzieniegdzie, unoszą się również drzazgi sandałowca, ostre niczym igiełki lęku, zaprawionego jednak osobliwym podnieceniem.


A gdzież podziała się róża? Nie rozmywa się jak sen, nic z tych rzeczy ;) Z biegiem czasu zaczyna coraz głośniej dołączać się do oudu; tym razem to ona oplata go szczelnie swoją narkotyczną wonią, przejmując dla siebie ostatnie akordy zapachu.
Jednak i tu pojawia się pewna mała wada; jak na zapach o takim kalibrze, Kanz trochę zbyt szybko traci swą, zdawałoby się niemałą moc, i staje się zdecydowanie przyskórny.

Ale nie da się ukryć, związek róży z agarem ciągle ma przyszłość… Gotycki horror również ^^


Za źródło ilustracji posłużył mi film Wilkołak; kolejne zdjęcia pozyskane odpowiednio z:
filmedge.net
collider.com
moviesabout.com
movies.wn.com







2 komentarze:

  1. Aż spojrzałam w swoją recenzję Kanz, żeby sprawdzić, czy to naprawdę możliwe, żebyśmy odbierały go tak podobnie. Możliwe! To niesamowite. I cieszy mnie, bo miło jest znaleźć kogoś, kto jakoś uprawomocni nasze wizje. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się cieszę ;)
      I cieszę się oprócz tego niesamowicie, że zagościłaś do mojego skromnego kącika ;D

      Usuń