wtorek, 24 lipca 2012

Pieśń o łuku


Ostatnio w moim umyśle zakiełkowało spostrzeżenie, że dawno nic mnie nie zauroczyło absolutnie. I uznałam, o zgrozo, że trochę mi brakuje tego uczucia. W sumie to głupie, bo niby czego tu żałować? Że w sferze pożądania kolejnych flakonów zapanował względny spokój? Nic tylko się cieszyć i upajać tym błogosławionym stanem umysłu. (Choć to i tak przesada; są trzy czy cztery obiekty, co do których decyzja już zapadła, tylko powstrzymuję się celem stopniowania napięcia oraz z powodów prozaiczno-ekonomomicznych^^).

Może moja postawa świadczy więc o godnej pogardy zachłanności i nieumiejętności czerpania radości z zastanego stanu rzeczy? Obrzydliwej cesze, właściwej ludziom nieumiarkowanym? Obmierzłym personifikacjom chciwości rodem ze średniowiecznych drzeworytów i rycin?
Zaraz, zaraz, dość tego! Dajmy spokój temu taniemu moralizowaniu! ^^A może to po prostu głód wiedzy i nieokiełznane pragnienie odkrywania nowych lądów? Ciekawość co też kryje się za horyzontem, napędzana rozbuchaną wyobraźnią? To wytłumaczenie brzmi zdecydowanie lepiej ;)

Nie ma sensu przeciągać tych wywodów, zwłaszcza, że zmierzają do dość oczywistej konkluzji – z przytulnego marazmu wyrwał mnie kolejny, godny gwałtownego pożądania obiekt. A uściślając, dwa obiekty.
Jeden już ustrzeliłam ^^ Drugiego jeszcze nie.
I o tym drugim dziś opowiem.



Jak dotąd wytwory od D.S. & Durga wzbudzały we mnie pozytywne odczucia, ale żaden na tyle, abym zapragnęła go posiadać. Gdyby któryś nagle się zmaterializował, nie wzgardziłabym nim, ale dokładać starań celem zdobycia nie zamierzałam. Portfel gorąco popierał moją postawę ;)
Alas! Znalazł się jeden taki, co wyłamał się z grupy współbraci.

Opis ze strony producenta głosi, że Bowmakers ma przywodzić na myśl zapach pracowni rzemieślników wykonujących łuki i skrzypce; pracownie te istniały gdzieś w miasteczkach XIX-wiecznego Massachusetts, zatopionych wśród lasów i tam być może ulokował się mój recenzyjny Mistrz. Rzekłabym nawet, że jego siedziba zapewne znajdowała się z dala od ludzkich siedzib, choć w oddaleniu niewielkim. Niby wszyscy wiedzą gdzie, ale instynktownie omijają to miejsce szeroki łukiem, wolą nadłożyć drogi niż przejechać koło jego chatki. 



Las w tym miejscu wydaje się bardziej gęsty, przez pozaplatane korony drzew nie przenika zbyt wiele światła. Sam mistrz też nie zachęca do bliższych kontaktów; małomówny, o przenikliwym spojrzeniu i cokolwiek demoniczny…
Ale łuki, które wyrabia, to tylko z gatunku tych, z których można zestrzelić cel z odległości pół kilometra. (Po krótkim zastanowieniu, uznałam, że jednak wolę by wyrabiał łuki ;P Ale jakby robił skrzypce, to też zapewne miałyby jakieś niecodzienne właściwości.)
Nie wnikając w szczegóły, zajmuje się wyrobem łuków refleksyjnych. Pięknych, wiotkich i smukłych, ale o iście zabójczej mocy.
Czyli zupełnie jak Bowmakers ;)





Już samo otwarcie nie pozostawia wątpliwości, może zasięg rażenia dzisiejszego bohatera jest nieco mniejszy, co porządnego łuku, jednak mocy odmówić mu nie można.
Tak mogłaby pachnieć Norne, gdyby pozbawić ją wyczuwalnej w początkowej fazie nieco chemicznej jodły oraz ulepnej bazy, a następnie zmieszać z odrobiną Fille en Aiguilles Lutensa.

Aby dostać się do chatki Mistrza musimy przedrzeć się przez gęsty las. A gdy już wejdziemy do wnętrza, pierwsze co uderza w nozdrza, to gęsta mieszanka drzewnych nut, tak ciężkich i esencjonalnych, że zdają się potęgować panujący we wnętrzu półmrok. Mistrz trzyma w dłoniach łęczysko, pewnymi ruchami nadaje mu ostateczny kształt. Nuty ze strony Durgi obiecują mahoń, klon, orzech i sosnę; ani słowa o jesionie czy wiązie, które był świetnym materiałem na łuki ;) Cóż, niech tak będzie; zresztą dla mnie najbardziej wyczuwalna po jakimś kwadransie staje się sosna. Początkowo w postaci złocistej, syropowatej żywicy, z czasem przechodzącej do coraz ostrzejszego akordu przywodzącego na myśl ściółkę pokrytą drobnymi gałązkami i igliwiem. Zupełnie jakby powietrze, przepełnione wonią lasu wkradało się niepostrzeżenie przez okna, wypełniając pracownię magicznym, chłodnym powiewem. 




Na ścianie wiszą również kołczany i sajdaki, wzbogacające atmosferę zapachem suchej, wyprawionej skóry. Dzieło wieńczą delikatne nitki kadzidła, oplatające ukrytą wśród drzew chatkę niczym pajęczyna.

Co ciekawe, Bowmakers do samego końca balansuje pomiędzy ostrością a żywiczną balsamicznością; jest mocno leśny, trochę dymny. No i jest doskonały niczym gotowy wyrób Mistrza; wystarczy sięgnąć po jeden z jego łuków, aby zechcieć poczuć mocny uścisk dłoni na majdanie, usłyszeć skrzypienie naciągniętej do granic możliwości cięciwy i wyczuć napięcie mięśni ramion i pleców. Jeszcze chwila i powietrze przetnie świst strzały zmierzającej do celu.
Tym razem duet D.S & Durga nie spudłował; ustrzelili mnie niecne ^^




Pożądanie rzeczy materialnych jest źródłem cierpień. Niematerialnych zresztą też. Lgnięcie i te sprawy ;)
Tak, zgadzam się.
Można ugasić pożar pożądania na dwa sposoby – starać się wyzwolić umysł z tego przeklętego stanu lub po prostu ulec pokusie.
Być może to pierwsze, po tytanicznym wysiłku, by się powiodło. Znam jednak nieco własną osobę i wiem, że zapewne wkrótce i tak zapragnęłabym czegoś innego i źródło pożądania wytrysnęłoby na nowo. Niech więc wyjdzie na jaw straszna prawda – nie mam ambicji, aby zostać ascetą lub bodhisattwą. Czasem imponuje mi taka postawa, ale czuje się na wskroś niedoskonałym człowiekiem. Dążenie do perfekcji zostawiam dla innych aspektów życia ;)

Wbrew pozorom druga możliwość wcale nie jest taka prosta do zrealizowania. Istnieje jedna, zasadnicza przeszkoda – mianowicie zbójecka cena.
Sama nie wiem, z czym wolę się zmierzyć… (to nieprawda; chyba jednak wiem ;P)
Niech świadectwem mojej miałkości będzie fakt, że wcale nie wykluczam, iż Bowmakers kiedyś zagości na mojej półce. Gorzej, nie mogę się już doczekać ^^

Obrazki leśne (2 i 3) pozyskane kolejno z:

wikipaintings.com, autor Ivan Shishkin
deviantart.com, autor pheelfresh

reszta (1,4,5) pochodzi z filmu War of the Arrows; wiem, nie ten kontynent, co w zamierzeniu autorów zapachu, ale mają piękne łuki. I dużo strzelają ;P





6 komentarzy:

  1. Piękny perfumeryjny koncept.
    I bardzo ciekawe zaproszenie do poznania zapachu, dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to się cieszę, bo, zaiste, ze wszech miar wart on poznania;)

      Usuń
  2. Zmawiacie się na mnie (na Rybę też zapewne) z tym wychwalaniem Bowmakers, prawda? ;)
    Zachwyt zachwytem zachwyt pogania. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż poradzić, skoro na zachwyty zasługują ;)

      Usuń
  3. No, jestem, cieszysz się? ;p
    Opis, nie powiem, atrakcyjny (chociaż cały czas miałam przed oczami chatkę leśnego dziadka, wiesz, tego od Sapkowskiego, hjeh), jednakowoż podtrzymuję swoją opinię: żadne perfumy nie powinny się tak okropnie nazywać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba oczywiste ;P
      Przestań bredzić, jakim cudem wytwórcy łuków mogą przywodzić na myśl coś okropnego? ^^

      Usuń