poniedziałek, 31 grudnia 2012

Opowieści z Sonomy, część III

część I
część II


Jesienne powietrze otulało świat senną poświatą gasnącego światła, jednak pod powierzchnią pozornej ciszy i melancholii kryło się podskórne napięcie, kłujące tysiącem igieł i mącące myśli na kształt ogromnego wiru.
Dziewczyna pognała na swym czarnym rumaku w kierunku Pustkowi, gdzie wedle słów tych, których pytała, miała mieszkać czarodziejka.
Książę miotał się po swoim więzieniu, a samotność ciążyła mu jak nigdy wcześniej.
Spokój opuścił również Młodego Króla. Jego gniew rozgorzał na dobre, gdy dowiedział się, że Dziewczyna opuściła zamek przeklętego Księcia, aby odszukać czarodziejkę. Pożądanie płonęło w nim ogniem intensywnym jak karmiące się płomieniami żagwie, a urażona duma zatruwała myśli lepkimi mackami czarnej jak pustka smoły.
To, co przeżywało każde z nich nie było jednak obce tak wielu innym, często anonimowym bohaterom nieopowiedzianych historii.

Bo każdy kiedyś poznał jak bolesnym ogniem mogą palić emocje i jak cierpki jest popiół niespełnienia.
Każdy wiedział jak słodkie są marzenia, a jak gorzka może być miłość.
Każdy wiedział z jaką siłą może płonąć Fireside Intense.


Gdy Dziewczyna dotarła do Pustkowi, jej oczom ukazał się mroczny krajobraz spalonej ziemi, a w nozdrza uderzyła woń dymów snujących się nad skalistym płaskowyżem. Ciemne pola zaschniętej lawy były surowe niczym agresywna woń palonej brzozowej smoły i przeszywające świstem bicza, kwaśnego wonią wyprawionej skóry. Nad całym obszarem panowała martwa cisza, przerywana jedynie czasem wyciem wichrów, samotnych niczym smutne sylwetki cyprysów.

Dziewczyna nie oglądała się za siebie, gdy pod kopytami jej wierzchowca chrzęścił chropawy żużel, a w powietrze wzbijały się tumany szarego pyłu. Aż w końcu, po wielu dniach, ujrzała strzelistą wieżę, będącą siedzibą czarodziejki. Gdy zbliżyła się do wejścia ogarnęła ją niepewność, gdyż nie miała pojęcia czego może się spodziewać, ale wiedziała, że nie może się wycofać. Powoli ruszyła ku rozświetlonym blaskiem pochodni wrotom, ziejącym niczym paszcza wśród okopconych dymem ścian. 



Czarodziejka już wcześniej dostrzegła w swym magicznym zwierciadle zbliżającego się gościa, więc wizyta nie była dla niej zaskoczeniem. Wystarczył jej rzut oka, aby zorientować się jakie pobudki kierowały Dziewczyną oraz jakie uczucia żywi ona do przeklętego Księcia.
- Oczywiście, że można zdjąć klątwę – odpowiedziała, gdy usłyszała od Dziewczyny o powodzie, dla którego przybyła ona do jej siedziby – To prostsze niż ci się wydaje – rzekła, uśmiechając się nieznacznie. Nie zareagowała gniewem ani irytacją; poczuła nawet ukłucie sandałowego żalu zaprawione przytulną gwajakową nostalgią. Przez chwilę pozwoliła ulecieć myślom gdzieś daleko w przeszłość, poza komnatę pełną ksiąg w skórzanych oprawach, wieżę o schodach z ciemnego drewna i rozciągające się wokół pola popiołów.

- Co w takim razie mam zrobić? – zapytała Dziewczyna.
- Nie mogę ci tego powiedzieć. Sama musisz znaleźć ten sposób. Lecz jeśli chcesz ujrzeć swojego wybranka żywym, mogę jedynie doradzić ci, abyś jak najszybciej wracała, tam skąd przybyłaś.  

Czarodziejka miała rację.
Młody Król, pełen obaw, że Dziewczynie może faktycznie udać się uwolnić Księcia od uroku, postanowił działać. Nie chciał, aby mówiono iż pozbywa się rywala powodowany zazdrością bądź strachem, tak więc nie zdecydował się zaatakować go otwarcie. Początkowo w stolicy zaczęły krążyć słuchy, że wszelkie nieszczęścia, które spotykają królestwo są wynikiem czarów kogoś, kto pałą nienawiścią do wszystkiego, co żywe. Pojawiły się plotki, że to przeklęty Książę, przepełniony urazą i zawiścią, zmienił się w upiora łaknącego zemsty. Niektórzy utrzymywali, że nocą widzieli ducha, który zabija przypadkowe ofiary kradnąc ich dusze, a im samym ledwo udało się ujść z życiem, czego nie można było powiedzieć o tych, których ciała czasem znajdowano o poranku w zaśmieconych zaułkach i kanałach.


Jesień odeszła, ustępując miejsca zimowej bieli przerywanej czarnymi zarysami gałęzi, ostrymi niczym maźnięcia tuszem. Niebo zakrywały ciężkie, ołowiane chmury nabrzmiałe agarowym napięciem, pełne skoncentrowanego, kwaśnego niepokoju. Można było odnieść wrażenie, że choć świat zastygł w uśpieniu, to czająca się gdzieś podskórnie groza krystalizuje się niczym żywiczne krople.
Nie potrzeba było wiele kolejnych pomówień, brudnych niczym sadza i lepkich jak dziegieć, aby gniew mieszkańców stolicy rozpalił się z sykiem prochu spotykającego płomień.

Gdy Dziewczyna dotarła do miasta, uderzyła ją dziwna, gęsta atmosfera, gryzących dymów nienawiści i strachu.
 - Co się tu dzieje? – zapytała biegnących w kierunku bram ludzi.
 - Nadszedł czas, aby w końcu rozprawić się z przeklętym Księciem! – odkrzyknął jej ktoś z grupy – Młody Król osobiście udał się na miejsce wraz z członkami rady i gwardią przyboczną.

Dziewczyna, nie słuchając dalszych wyjaśnień, pognała w stronę zamku, przez mroczny, gęsty las; królestwo drzew o powyginanych konarach. Kiedy dotarła na miejsce, zobaczyła spory tłum zebrany przed wrotami. Książę i Młody Król stali naprzeciwko siebie, mierząc się wzrokiem.


 - Omamiłeś Dziewczynę, która zamiast zgodnie ze swoim przeznaczeniem wybrać poślubienie następcy tronu i rolę władczyni królestwa, udała się na północ do siedziby wiedźmy – zawołał Młody Król – Przejrzałem twoje zamiary! Chciałeś ukraść mi koronę i sprowadziłeś na złą drogę szlachetną kobietę. Nie pozwolę abyś dłużej zagrażał spokojowi mieszkańców tego miasta i siał zamęt w ich sercach. To, że przed laty pozwolono ci żyć, było błędem. Teraz werdyktem królewskiej rady i zgodnie z wolą ludu zostajesz skazany na śmierć, abyś już nigdy nie był w stanie czynić zła.
 - To demon! – krzyczeli zebrani wokół ludzie – Odmieniec!
 - To nieprawda – zaprotestował Książę – Nigdy nie skrzywdziłem nikogo ze złej woli. Nie próbowałem uciec z mojego miejsca odosobnienia ani nie miałem względem nikogo żadnych złych zamiarów. Wszystko, co mi zarzucacie jest kłamstwem.
 - Nikt ci nie uwierzy – odrzekł Młody Król – Ani nikt nie wystąpi w twojej obronie.
 - Mylisz się, Królu. Ja to zrobię – z tłumu wystąpiła Dziewczyna – Jeśli chcesz zabić Księcia, najpierw będziesz musiał zabić mnie.
Młody Król mimowolnie cofnął się o krok, zaskoczony siłą agarowej mocy bijącej od Dziewczyny. Nigdy nie wydała mu się ona tak piękna i równocześnie groźna niczym tajfun. W głębi duszy poczuł jednak wściekłość, gdy zrozumiał, że nigdy nie zdoła zdobyć jej serca, a ona upokorzyła go przy wszystkich wybierając jego rywala. 

Gdy tylko ostrze jego miecza skrzyżowało się z ostrzem Dziewczyny, oboje zrozumieli, że przegra ten, kto popełni błąd, bo choć w duszy każdego z nich czaiła się ta sama rozżarzona zawziętość, to każde z nich potrafiło stanąć do walki z czystym umysłem.

Młody Król pomylił się pierwszy.
Miecz przeciął ze świstem powietrze, jego szatę i bladą skórę na piersi. Dziewczyna zatrzymała się wpół kroku, a przez jej twarz przemknął wyraz delikatnego, cedrowego wahania.
Młody Król upadł na kolana. Zraniona miłość własna i ambicja na zawsze utonęły w morzu ciężkiej, zwierzęcej ambry podbitej gorzkim kastoreum. Wyrwał kuszę z rąk stojącego najbliżej gwardzisty i wystrzelił w stronę domniemanego  winowajcy swojego cierpienia.
Dziewczyna, która zorientowała się, co zamierza uczynić Młody Król, rzuciła się do przodu i z całej siły odepchnęła Księcia, a bełt przeznaczony dla niego uderzył w jej pierś. Wszyscy zamarli, wpatrując się w jej zgarbiona sylwetkę.

  
Zamarł Młody Król, zastygli w bezruchu dworzanie i strażnicy. Zdziwienie odmalowało się na twarzy Księcia, bo mimo że trzymał w ramionach Dziewczynę, to ona wciąż jeszcze była żywa, lecz jej krew barwiła purpurowymi pocałunkami biel śniegu.
 - Ja nie rozumiem, jak to możliwe – wyszeptał Książę.
 - To proste – w ciszy jaka zapanowała wokół rozległ się głos czarodziejki, która pojawiła się przed zamkiem, nie wiadomo skąd i nie wiadomo w jaki sposób – To nie on cię dotknął. Wystarczyło, abyś to ty podarowała Księciu swój dotyk, nie przymuszona przez nikogo i kierowana szczerym pragnieniem.
 - Tylko tyle…? – zdziwiła się Dziewczyna.
 - Tylko tyle i aż tyle. Zrobiłaś to, na co nikt się dotąd nie odważył. Potrafiłaś nie tylko przełamać strach, lecz byłaś gotowa oddać życie za kogoś, kogo pokochałaś. Twój dotyk zwrócił mu wolność – powiedziała, po czym powoli rozpłynęła się w powietrzu.
Dziewczyna westchnęła tylko cicho niczym gasnący płomień i wyciągnęła dłoń, która nareszcie mogła połączyć się z dłonią Księcia w ciepłym agarowym dotyku, subtelnym jak opiekuńcze ramiona.

Niektórzy twierdzili, że w tamtej chwili Książę w rozpaczy przebił się mieczem Dziewczyny. Inni utrzymywali, że po prostu siedział bez ruchu, pochylony nad jej ciałem tak długo, aż sam zamienił się w kamienny posąg, który z biegiem czasu rozpadł się w popiół. 


Po tylu wiekach nikt nie był jednak pewien jak naprawdę było i czy dalekie królestwo faktycznie istniało, gdyż pamięć bywa zwodnicza niczym dym, a tęsknota skłania do tkania iluzji. Któż jednak by się tym przejmował skoro przez chwilę można zatracić się w odblasku ognia i historii opowiadanej przez cienie tańczące na ścianach… 


Jeszcze bardziej rozwleczone; następnym razem postaram się opanować. I będzie normalniej ;)
Źródła ilustracji:
Stare zbiory z odmętów dysku
Hiroshige Góra w śniegu  






1 komentarz:

  1. Chrzanić perfumy, to jest po prostu zabójcze opowiadanie! A ta część najlepsza ze wszystkich, mniam, mniam, brawo! ^^

    OdpowiedzUsuń