wtorek, 23 lipca 2013

Żadnych sentymentów

Rzeknę butnie na wstępie, irys mi niestraszny!
Skłamałabym, gdybym stwierdziła, że to moja ulubiona nuta, ale zdecydowanie częściej jestem na tak, niż na nie. Przynajmniej jak dotąd; być może jeszcze nie spotkałam na swojej drodze prawdziwie potwornego irysa. ^^

W każdym razie jedno jest pewne – Iris Nazarena od Aedes de Venustas do gatunku potworów się nie zalicza. Choć faktem jest, że charakter ma trudny ;)



Zaskoczenia nie ma; otwarcie jest mocno… irysowe :D
Lecz żaden to pyłek czy pudrowy duszek; od razu widać, że mamy do czynienia z prawdziwie brutalnym i ziemisto-bulwiastym typem. Niekoniecznie nieprzyjemnym – wręcz przeciwnie, wszak wiadomo, że taki nada się świetnie do opowieści, niezależnie od nośnika. Znaczy, może i nieprzyjemnym, ale intrygująco nieprzyjemnym ;)

I ten Irys wcale nie udaje, jego szorstkość to żadna poza, po prostu z biegiem lat cynizm wlał się w jego jestestwo i stał się czymś na podobieństwo drugiej skóry. Atakuje metalicznym chłodem, zupełnie obojętny na reakcje otoczenia, rzuca zmęczone spojrzenie znad oparów zasnuwającego go dymu, kadzidlanego oczywiście. Czasem, gdy rozmówca wykaże się podziwu godną namolnością, poczęstuje go bez najmniejszych oporów kąśliwą wetiwerową uwagą, wykrzywi wargi w złośliwym anyżkowym uśmiechu.



Być może dlatego uchodzi za osobnika trudnego i dotkniętego mizantropią. ...a gdyby tak zebrać się na odwagę i przysiąść się do tego gbura?
I wtedy nagle (nagle jak nagle, po upływie blisko pół godziny dopiero) takie zaskoczenie! Bo Irys przyciśnięty do muru, zwabiony w pułapkę głębszej konwersacji nagle wykrzesuje z siebie zadziwiające pokłady… hmm… ciepła? Być może to zbyt mocne słowo, ale jak inaczej nazwać wkradające się do zapachu nuty słodkawej ambry i bezczelnych goździków? A irys… staje się marchewkowy; pierwszy raz jest mi dane doświadczyć tego, o czym tyle razy czytałam ;) Faktycznie marchewka, soczysta i orzeźwiająca, urocza rzekłabym nawet.
Czy to wszystko czary jakieś? A może po prostu za fasadą sarkazmu kryje się całkiem sympatyczny typ? Przez chwilę wydaje się, że udało się oswoić Irysa.



Otóż to – wydaje się. Bo stan ten, co prawda trwa dość długo, kilka godzin, lecz na końcu czeka kolejny zwrot akcji – nie będzie banalnego, acz przyjemnego zakończenia. Zmierzch zapachu niejako wraca do punktu wyjścia; do głosu dochodzi akord skórzany, kwaśny i ostry, wcześniej tylko ledwo pobrzmiewający gdzieś w tle. Cały wyczuwalny irys strząsa z siebie pozory delikatności i znów wkłada ziemistą maskę swego kłączowatego wcielenia.
I w ten sposób Iris Nazarena znów staje się cierpki, jak gdyby zawstydził się tej chwili słabości; jak gdyby szybko chciał zatrzeć wrażenie, że jeszcze nie zgorzkniał do cna i, że gdzieś w głębi jego duszy tlą się zwyczajne, mało oryginalne ludzkie pragnienia i nadzieje… Mimo tego (a może dzięki temu ^^) nie da się odmówić mu pewnej atrakcyjności; gdyby tylko zechciał jeszcze choć przez chwilę złagodzić swój chłód jakimś prostym gestem…
Cóż, nic z tego. Irys odchodzi powoli, ani razu nie odwracając głowy.

Nuty głowy: irys, jałowiec, ambrette, anyż
Nuty serca: skóra, oud, goździki, róża
Nuty bazy: nuty drzewne, skóra, kadzidło

Twórca: Ralf Schwieger

Ilustracje:
1. Stąd 
3. Chyba z tego samego źródła, co pierwsza...


6 komentarzy:

  1. Hmm... Widzę, ze trochę tą samą ścieżką wędrowałyśmy. Potworny irys i oswajanie. Twój odszedł nie odwracając głowy. Ja tez go nie oswoiłam. Znudził mnie w trakcie i to ja odeszłam. :)

    A recenzja jak zawsze - cudna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano nie oswoiłam, ale żałować go ni będę ;)

      A tam, taka tam pisanina... ;*

      Usuń
  2. Czyli już wiem, że chyba prawie na pewno na 99,9 procent nie chcę tego gagatka poznawać. ;)) A z pewnością nie będę o to specjalnie zabiegać.

    Za to znów mam uwagę odnośne ilustracji. ;) Ponieważ pierwsza z nich przypomniała mi widzianego kiedyś Najngaga czy innego Motifejka z podpisem: "Vodka is my Valentine". :D Choć ten "mój" jest bardziej przygnębiający od hasła z Twojej grafiki. Lecz i tak śmieszny.
    No. To tyle, co chciałam powiedzieć. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to nie zabiegaj, doślę Ci w pakunku, jak nie zapomnę (kiedyś to nastąpi, jak mniemam... ;p)

      Usuń
  3. Hmm, to ja mam wprost odwrotnie.
    Większość irysów, które znam to potwory. Niekoniecznie z samej swej natury, to czyniłaby je interesującymi. Potworne stają się w zderzeniu z moją skórą, o ile smród zatęchłej szmaty do podłogi zasługuje w ogóle na ten przymiotnik.
    Ja więc też podziękuję za tą znajomość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To faktycznie, nie do pozazdroszczenia efekt. Aż takich przejść z irysem nie doświadczyłam ;)
      Na mnie skojarzenie z "zatęchłą wodą" pojawia się za to czasem przy zapachach... takich bardzo roślinnych. Źle wspominam Ninfeo Mio na przykład. Victrixa też nie najlepiej :/

      Usuń