Rzeknę
butnie na wstępie, irys mi niestraszny!
Skłamałabym,
gdybym stwierdziła, że to moja ulubiona nuta, ale zdecydowanie częściej jestem
na tak, niż na nie. Przynajmniej jak dotąd; być może jeszcze nie spotkałam na
swojej drodze prawdziwie potwornego
irysa. ^^
W
każdym razie jedno jest pewne – Iris
Nazarena od Aedes de Venustas do gatunku potworów się nie zalicza. Choć
faktem jest, że charakter ma trudny ;)
Zaskoczenia
nie ma; otwarcie jest mocno… irysowe :D
Lecz
żaden to pyłek czy pudrowy duszek; od razu widać, że mamy do czynienia z
prawdziwie brutalnym i ziemisto-bulwiastym typem. Niekoniecznie nieprzyjemnym –
wręcz przeciwnie, wszak wiadomo, że taki nada się świetnie do opowieści,
niezależnie od nośnika. Znaczy, może
i nieprzyjemnym, ale intrygująco nieprzyjemnym ;)
I
ten Irys wcale nie udaje, jego
szorstkość to żadna poza, po prostu z biegiem lat cynizm wlał się w jego
jestestwo i stał się czymś na podobieństwo drugiej skóry. Atakuje metalicznym
chłodem, zupełnie obojętny na reakcje otoczenia, rzuca zmęczone spojrzenie znad
oparów zasnuwającego go dymu, kadzidlanego oczywiście. Czasem, gdy rozmówca
wykaże się podziwu godną namolnością, poczęstuje go bez najmniejszych oporów
kąśliwą wetiwerową uwagą, wykrzywi wargi w złośliwym anyżkowym uśmiechu.
Być
może dlatego uchodzi za osobnika trudnego i dotkniętego mizantropią. ...a gdyby
tak zebrać się na odwagę i przysiąść się do tego gbura?
I
wtedy nagle (nagle jak nagle, po upływie blisko pół godziny dopiero) takie
zaskoczenie! Bo Irys przyciśnięty do
muru, zwabiony w pułapkę głębszej konwersacji
nagle wykrzesuje z siebie zadziwiające pokłady… hmm… ciepła? Być może to zbyt
mocne słowo, ale jak inaczej nazwać wkradające się do zapachu nuty słodkawej
ambry i bezczelnych goździków? A irys… staje się marchewkowy; pierwszy raz jest
mi dane doświadczyć tego, o czym tyle razy czytałam ;) Faktycznie marchewka,
soczysta i orzeźwiająca, urocza rzekłabym nawet.
Czy
to wszystko czary jakieś? A może po prostu za fasadą sarkazmu kryje się całkiem
sympatyczny typ? Przez chwilę wydaje
się, że udało się oswoić Irysa.
Otóż
to – wydaje się. Bo stan ten, co
prawda trwa dość długo, kilka godzin, lecz na końcu czeka kolejny zwrot akcji – nie będzie
banalnego, acz przyjemnego zakończenia. Zmierzch zapachu niejako wraca do
punktu wyjścia; do głosu dochodzi akord skórzany, kwaśny i ostry, wcześniej
tylko ledwo pobrzmiewający gdzieś w tle. Cały wyczuwalny irys strząsa z siebie
pozory delikatności i znów wkłada ziemistą maskę swego kłączowatego wcielenia.
I
w ten sposób Iris Nazarena znów staje
się cierpki, jak gdyby zawstydził się tej chwili słabości; jak gdyby szybko
chciał zatrzeć wrażenie, że jeszcze nie zgorzkniał do cna i, że gdzieś w głębi
jego duszy tlą się zwyczajne, mało oryginalne ludzkie pragnienia i nadzieje… Mimo
tego (a może dzięki temu ^^) nie da się odmówić mu pewnej atrakcyjności; gdyby
tylko zechciał jeszcze choć przez chwilę złagodzić swój chłód jakimś prostym
gestem…
Cóż,
nic z tego. Irys odchodzi powoli, ani
razu nie odwracając głowy.
Nuty
głowy: irys, jałowiec, ambrette, anyż
Nuty
serca: skóra, oud, goździki, róża
Nuty
bazy: nuty drzewne, skóra, kadzidło
Twórca:
Ralf Schwieger
Ilustracje:
1. Stąd
2. deviantart
3. Chyba z tego samego źródła, co pierwsza...
Hmm... Widzę, ze trochę tą samą ścieżką wędrowałyśmy. Potworny irys i oswajanie. Twój odszedł nie odwracając głowy. Ja tez go nie oswoiłam. Znudził mnie w trakcie i to ja odeszłam. :)
OdpowiedzUsuńA recenzja jak zawsze - cudna.
Ano nie oswoiłam, ale żałować go ni będę ;)
UsuńA tam, taka tam pisanina... ;*
Czyli już wiem, że chyba prawie na pewno na 99,9 procent nie chcę tego gagatka poznawać. ;)) A z pewnością nie będę o to specjalnie zabiegać.
OdpowiedzUsuńZa to znów mam uwagę odnośne ilustracji. ;) Ponieważ pierwsza z nich przypomniała mi widzianego kiedyś Najngaga czy innego Motifejka z podpisem: "Vodka is my Valentine". :D Choć ten "mój" jest bardziej przygnębiający od hasła z Twojej grafiki. Lecz i tak śmieszny.
No. To tyle, co chciałam powiedzieć. ;)
O, to nie zabiegaj, doślę Ci w pakunku, jak nie zapomnę (kiedyś to nastąpi, jak mniemam... ;p)
UsuńHmm, to ja mam wprost odwrotnie.
OdpowiedzUsuńWiększość irysów, które znam to potwory. Niekoniecznie z samej swej natury, to czyniłaby je interesującymi. Potworne stają się w zderzeniu z moją skórą, o ile smród zatęchłej szmaty do podłogi zasługuje w ogóle na ten przymiotnik.
Ja więc też podziękuję za tą znajomość.
To faktycznie, nie do pozazdroszczenia efekt. Aż takich przejść z irysem nie doświadczyłam ;)
UsuńNa mnie skojarzenie z "zatęchłą wodą" pojawia się za to czasem przy zapachach... takich bardzo roślinnych. Źle wspominam Ninfeo Mio na przykład. Victrixa też nie najlepiej :/